Czytając różne blogi na temat inwestycji, rentierstwa i prób dojścia do bogactwa zauważyłem różne podejścia. Większość osób przeczytała książki pana Kiyosaki i próbuje wcielać w życie zasadę budowania dochodu pasywnego. Być może jest to dobra droga, tylko problemem zawsze staje się kwestia: skąd wziąć pieniądze na inwestycje, które później przyniosą dochód pasywny? Wydaje mi się, że bardzo popularną, ale nieco dziwną tendencją wśród młodych ludzi jest próba stworzenia stron, które mają zarabiać dla nas setki złotych miesięcznie. Może i nielicznym się udaje, ale efektywność pracy włożonej w tworzenie tych stron jest raczej słaba. Negowane są za to wszelkie formy zatrudnienia na etacie, które moim zdaniem przynoszą lepsze efekty w przypadku młodych, niedoświadczonych osób. Skrajnymi przypadkami są osoby, które porzucają myśli o dalszej edukacji, by gonić za tym nieuchwytnym króliczkiem, bogactwem, marzeniem o nic nierobieniu.
Ta lektura skłoniła mnie do pewnych przemyśleń i podsumowania moich inwestycji, których dokonałem przez ostatnie 10 lat. Jakie wnioski? Nie fundusze, nie akcje, nie forex, nie hazard, nie działalność gospodarcza, ale studia były moją najlepszą inwestycją. 5 lat studiów na dobrej uczelni. Niektórzy powiedzą, że nie stać ich. Znałem wiele osób, które pracowały w wakacje za granicą po to, żeby potem przeżyć cały rok na studiach dziennych. Znałem takich, którzy zakuwali po nocach, żeby tylko dostać stypendium, bo bez tego nie daliby rady przeżyć miesiąca. Później była duma ze zdobycia magistra i... zderzenie z rzeczywistością, czyli brak pracy. Jak już znalazłem pracę, to nie byłem się w stanie za to utrzymać. Pomogły oszczędności z wakacyjnej pracy w Anglii. W drugiej pracy gdy poprosiłem o podwyżkę, zostałem wywalony. Te pierwsze zajęcia traktowałem jako inwestycję w praktykę, której na studiach brakuje. Opłaciło się. Myślę, że zwrot z tej inwestycji jest zadowalający. Jeśli ktoś jest ciekaw jaki to zwrot, to napiszę tylko, że w rok zwraca mi się to, co wydałem na utrzymanie przez całe 5 lat studiów. Wystarcza na normalne życie bez ciułania i dalszą naukę inwestycji giełdowych, forexowych i innych dziwactw należących do szerokiej grupy sprzedawców marzeń.
Zaznaczyć też chciałem, że nie jest to próba nakłaniania kogokolwiek do pójścia tą samą drogą, bo może nie każdemu ona pasuje. To jest tylko przedstawienie tematu z mojego punktu widzenia. Być może komuś przyda się rada, którą ja dostałem 10 lat temu od kogoś bliskiego: "jak nie wiesz co studiować, bo nie masz sprecyzowanych zainteresowań, to studiuj to, z czego będą pieniądze".
Dzięki za przynajmniej głos rozsądku "hurraiwestycyjnej" blogosferze. Choć moje zdanie na temat formalnej edukacji jest takie, że przeciętne to jest marnowanie czasu i mimo wszystko postawiłbym na życiowy sukces człowieka, który już w wieku 20 lat spróbował grać inaczej i poniósł klęskę- to może nauczyć więcej niż najlepsze studia. A co do Kiyosakiego- mało chyba jest tak szkodliwych lektur. Czytałem i nawet on między wierszami napisał, że tak naprawdę to chodzi o dobrych i zaufanych współpracowników, którym można powierzyć majątek w zarządzanie i dopiero to da dochód pasywny. Oczywista bzdura- bo tych współpracowników trzeba umieć wybrać i potem ich co najmniej czasem nadzorować. Większość tego nie doczytała
OdpowiedzUsuńA dziwisz się? To trochę matematyki:
OdpowiedzUsuńMoje wymagania do przeżycia: 700zł
Moje wymagania do życia: 1000-1100zł
Moje "by pokazać innym": 3000zł
Teraz wchodzę na byle stronę o moim hobby i widzę, 6 reklam AdTaily po 10zł, Samo to, to 60zł x 30dni = 1800zł.
Wchodzę na stronę o serialu anime. 508 odcinków x średnio 8500 pobrań każdy w okresie roku. Daje to 4318000 pobrań. Za tysiąc średnio serwis płaci minimum 4$. Więc mamy 4318 x 4$ = 17272$ x 3zł to 51 816zł / 12 ponad 4,3tys mc.
NeoBux, 300 poleconych x 0,04$ x 30dni = 1080zł
Praca za granicą 5lat zamiast iść na studia. Średnie wykształcenie 1300euro. Odkładam po 1000euro (mieszkając u rodziny). 60 miesiący x 4000zł = 240 000zł (bez procentu składanego i inwestycji). To x 5% w banku = 12tysięcy. Czyli 1000zł miesięcznie pasywnego dochodu i 240tys w gotówce.
Idę na studia. Informatyka inżynierskie bez dojazdów, ubrań, tel i innych wydatków w moim mieście 7x1700zł + 600zł egzamin (jeśli terminowo zdam) = 12,500zł, 5 lat stresu. 100% pewności mam tylko na bezrobotnego. Zaoczne, bo na dzienne nie mam fizycznie siły. Jak będę miał szczęście jak Ty to zwrócą mi się po roku (o ile zarobię tyle by odkładać 1050netto. To będzie 6lat i wyjście na 0. Następne lata by być na plusie.
Owszem są osoby co zarabiają średnie krajowe, po 10tysięcy miesięcznie czy kilkanaście za jeden projekt w 3D. To tak samo jak są osoby bez i mają tyle samo lub więcej.
Z tych magistrów co znam, zarabiają minimalne krajowe ucząc innych, lub mają sklep (to tego nie są potrzebne). Jedna po magistrze szukała pracy jako sekretarka, w końcu znalazła ją w kiosku. Taka jest rzeczywistość w moim mieście. Można wyjechać "za pracą" np. do Warszawy, ale to tak samo jak wyjechać z Polski. Samolot i odprawa różnicy.
@Marcin
OdpowiedzUsuńJa się chyba zestarzałem i mam już nieco inne wymagania do życia ;) Takie, o których piszesz (1000 zł) miałem kiedyś, owszem, ale na studiach. Czegoś takiego jak "by pokazać innym" raczej w ogóle nie mam.
Scenariusze, o których piszesz zapewne są realne, ale nie znam osobiście (czyli w realu) nikogo, kto byłby się w stanie utrzymać na przyzwoitym poziomie z reklam na blogach, a z osób piszących w sieci widzę, że jest to malutki procent i to kosztem bardzo dużego wysiłku i czasu. Natomiast wszyscy moi znajomi ze studiów mają przyzwoite dochody. Większość kupiła mieszkania, pobudowała domy, a co najważniejsze - nie boi się o swoją przyszłość.
Po prostu mamy inne podejście do życia. Twój scenariusz pobytu za granicą zakłada siedzenie na karku rodziny i odkładanie wszystkiego co tylko się da. Mój zakładał jak największą samodzielność, dużo podróży, poznawania świata i ludzi, odkładanie kasy, ale bez zarzynania się, a przede wszystkim zdobywanie doświadczenia w moim zawodzie.
Twój scenariusz studiów to studia zaoczne, płatne i niechęć do wysiłku w tej kwestii. Mój scenariusz to były dobre studia dzienne, darmowe, podczas których na utrzymanie się (wynajęcie pokoju, jedzenie, ksero, piwo i wódkę) wydawałem nie więcej niż 1000 zł/m-c. Wysiłek był, owszem, ale tylko w okolicach sesji i kolokwiów. Poza tym to był najpiękniejszy okres mojego życia. Imprezy, szaleństwa i dużo fajnych znajomości z inteligentnymi ludźmi, którzy mają teraz swoje firmy lub są na dość wysokich stanowiskach. Co ciekawe 90% tych ludzi pochodziła z dość biednych rodzin i brzydziła się wyścigiem szczurów, ale po 2-3 latach normalnej pracy wszyscy zostali docenieni. A profesorowie zawsze dawali nam do zrozumienia (a niektórzy mówili wprost), że zaoczni są na uczelni tylko po to, by ją utrzymywać. Nie wiem też skąd wziąłeś to wyjście po 6 latach na zero, bo ja po 6 latach jestem na bardzo dużym plusie.
Piszesz, że w Twoim mieście nie ma możliwości. W moim też nie było. Ciężko raczej oczekiwać, że pracodawca wybuduje swój biznes pod naszym nosem i jeszcze nam sypnie kasą. Pracowałem w wielu miejscach, za każdym razem układając swoje życie w danym miejscu jak najlepiej i jak najwygodniej. Dopiero po zdobyciu doświadczenia mogę dyktować warunki i mówić gdzie chcę mieszkać i jak pracować. Zawsze jednak mam duży szacunek do pracodawcy z racji tego, że jest lepszy ode mnie w prowadzeniu i budowaniu biznesu.
To tylko taki mój punkt widzenia. Może skrzywiony. Może po prostu ostatnie dziesięć lat mego życia zawdzięczam, jak to napisałeś... szczęściu :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńInna historia, kandydat na prezydenta mojego miasta, 34lata żona i dziecko. Technikum, potem darmowe studia. Pisze, że po skończeniu szkoły stanął przed dylematem, zostać w mieście i szukać pracy czy też wyjechać. Pisze, że wybrał to drugie, 4 lata mieszkał za granicą. Że starał się coś odłożyć. Teraz wrócił z rodziną i zmaga się z problemami mieszkańców miasta: niskimi zarobkami, brakiem perspektyw zawodowych, bezrobociem.
OdpowiedzUsuńAlbo ostatnio mojej mamy znajomej córki po doktoracie do sklepu z odzieżą nie przyjęli. To nie Warszawa. Zresztą tam nigdy nie chce mieszkać.
Wystarczy w moim mieście się przejść i się rozejrzeć, i już się wie, że się tu czy tu nie chce się pracować. A dojeżdżać nie zamierzam.
Pokazać innym, nie chodzi o jakiś lans, po prostu mam ciotkę która powiedziała "kto Ci da trzy tysiące ja po tylu latach..." Albo pokazać rodzinie, że nie trzeba wyjeżdżać z Polski by zarabiać w dolarach czy euro nawet z domu.
A ten tysiąc, dał by mi spokój i wszyscy by się odwalili i przestali kierować moim życiem. Mało, ale w moim mieście utrzymać dobrze się da.
Gdyby była szkoła, nawet te studia 5letnie które uczą zarabiania w Internecie sporych pieniędzy, lub kierunek po którym zostaje się prezesem PZU i zarabia 100tys miesięcznie to chętnie bym poszedł. Chociaż 100% pewności na coś ciekawego. A ja wiem, że skończę znowu np. Informatykę a i tak programisty ze mnie nie będzie. Dostane zlecenia jak teraz za 15zł. To dobre by dostać tytuł i wciskać wiedzę innym za pieniądze na godzinę.
Dla mnie to był by raczej czas, nerwy i kasa zmarnowana. Dostane po tym papier by latać i prosić się o pracę w sklepie lub jakimś urzędzie ewentualnie w jakiejś spółdzielni lub hipermarkecie. A ja nie chce się prosić czy pracować na etacie. Wolę zarobić 700 ale sam bez niczyjej łaski w Internecie lub własnej firmie. Nie szukam pracy, tylko pieniędzy. Może się nie uda, ale chociaż wziąłem życie w swoje ręce. Jak pisałem na dzienne nie mam siły, jak się idzie od razu po liceum to co innego. A 1000zł to nawet do głowy by mi nie przyszło by tyle płacić. Razem mamy 1780zł. Te 380zł miesięcznie za zaoczne to jest już za dużo.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPoprawiłem zadanie :p
OdpowiedzUsuńNie tylko z reklam na blogu można się utrzymywać. Na pewno jest dużo metod zarobku, a każdy byle z domu mi bardziej pasuje od etatu.
Nie można zakładać, że to dzięki papierkowi dostali robotę. Złożyło się na to na pewno kilka czynników niezależnych od papierka np. odporność na stres, dobra rozmowa, praktyki, znajomości, śmiałość, komunikatywność, praca zespołowa itd. a mi tych cech brakuje.
Strach o przyszłość zależy od człowieka. Jeden ją osiąga papierkiem, inny ma średnie w i dom na kredyt za milion, a jeszcze jeden pije pod blokiem i też się nie boi. Ja dopiero przestanę się bać tak powyżej 100tys i jak osiągnę dochód z Internetu 700-1000/mc. Papierek mi tego nie da, mam już kilka takich i żółkną w szafie. Po lo, zrobiłem studium a teraz robię kursy itd.
Widzisz, a ja nie lubię pić, imprez i szaleństw, chciał bym mieszkać nad morzem w ciszy i spokoju. Jestem typem samotnika, którego nawet gadanie męczy, więc i znajomi.
Swoją firmę może będę musiał założyć, gdy dochody z Allegro lub/i Internetu wzrosną. Na żywo się nie opłaca, wyszło by ciężej niż etat, chyba, że znalazł bym jakiegoś magistra w potrzebie.
Co do profesorów, sami dużo nie zarabiają. Po wiem więcej pod koniec kariery mają do ręki mniej niż moja rodzina za granicą ze średnim wykształceniem, która też nie boi się o przyszłość. Ba jest zdania, że pieniądze nie są najważniejsze a praca bo im się nudzi i nie mili by po co żyć.
"Praca jest dobra dla ludzi, co nie mają nic lepszego do roboty" - nie pamiętam kto to dokładnie powiedział, ale dużo w tym prawdy moim zdaniem. Jak ktoś jest nudny, lub nie ma w nim szczęścia to wolność finansowa mu go nie da ani same pieniądze.
Zakładałem, że 5 lat magister lub inżynier z poprawkami, rok pensji czyli 6 i dopiero na plus.
Widzisz, a ja rzygam osobami z ławki. Byłem 2 zjazdy na Administracji, i szczytem marzeń dziewczyn przede mną było pracować w banku. Ja bym wolał założyć i posiadać własną placówkę banku. Trochę inny mam zawsze punkt widzenia :)
Jeśli oczekujesz studiów, które od razu ustawią Cię na prezesa PZU, to rzeczywiście nie masz co iść na jakiekolwiek. Problemem tego kraju jest właśnie to, że każdy chciałby mieć od razu ciepłą posadkę. Ja miałem kilka momentów w życiu, że mogłem wybrać drogę łatwiejszą lub trudniejszą. Kusiła łatwiejsza, a potem mówiłem sobie: "co? ja k... nie dam rady?". Problemem jest to, że trzeba jak najwięcej wysiłku włożyć właśnie przez pierwsze 3 lata po studiach. Studia przy tym to wakacje.
OdpowiedzUsuńJa kobiety z doktoratem też nie przyjąłbym do sprzedaży w sklepie, bo wiem, że starałaby się jak najszybciej uciec do innej pracy. Mi po studiach wiele razy mówiono wprost, że mam za wysokie wykształcenie na stanowisko, które aplikuję gdy szukałem jakiejkolwiek, tymczasowej pracy.
Mam dość krytyczne podejście do wynalazków typu kurs czy studium o modnej w danym momencie nazwie. Powstają tak jak książki motywacyjne, po to, by nabić kasę twórcy. Studia na kierunkach takich jak administracja też nie mają dla mnie większego sensu.
Jak chce się mieć placówkę banku, to idzie się na bankowość, później pracuje się 3-5 lat w banku, by wiedzieć z czym się to je w praktyce, a później można myśleć o placówce. Gdybyś zainteresował się franczyzą bankową, to wiedziałbyś, że aby otworzyć taką placówkę wymagane jest doświadczenie w pracy w banku (najlepiej kierownicze). Owszem, można pracować w banku bez wykształcenia wyższego, ale wtedy będzie się miało doświadczenie jedynie w okienku przy obsłudze klienta, a też nie do końca o to chodzi.
Jeśli profesorowie, których znasz, lub którzy Cię uczyli są biedni, to może nie warto od nich się uczyć. Moi profesorowie może nie mieli wielkich pensji na uczelniach, ale jeździli po świecie, a z konferencji, ze studentów zaocznych i innych działalności mieli wystarczająco pieniędzy, by jeździć mercedesami i jaguarami.
Ja też mam inny punkt widzenia. Dla mnie siedzenie w ławce nie wyklucza posiadania w przyszłości placówki banku. Uczenie się na barmana nie wyklucza w przyszłości prowadzenia własnego baru. Też chciałbym pracować na własny rachunek, ale gdybym miał zarabiać 700 zł/mc, to prędzej spakowałbym się i przejechałbym cały świat stopem żebrząc na ulicach, bo byłoby to ciekawsze. Przecież 700 zł nie daje żadnych możliwości na rozwój. Kapitał musi się rozrastać. Skoro zwrot z "inwestycji" w studia wynoszący 6 lat jest dla Ciebie zbyt wolny, to jakiego oczekujesz? Ludzie, którzy np. stawiają teraz elektrownie wiatrowe oczekują zwrotu z inwestycji 10-20 lat.
Ja bym raczej powiedział, że praca jest dla ludzi, którzy nie mają wystarczająco dobrego pomysłu na własną działalność oraz nie mają wystarczających umiejętności i silnej woli, by taką działalność prowadzić. Tobie życzę, abyś miał i dał radę :) Żebyś pokazał, że się da i można być wyjątkiem wśród milionów. Pamiętaj, że jeśli Ci się nie uda, to bez dobrych studiów będziesz już do końca życia walczył z tym, żeby wystarczyło Ci do pierwszego ;p
Chciałbym widzieć od razu jakieś efekty. Nawet w trakcie nauki. Trochę się już w życiu uczyłem i nachodziłem (ba wydaje mi się, że całe życie zmarnowałem na naukę) i dosyć mam już obiecanek, że skończysz i "znajdziesz pracę". Ja szukam pieniędzy. Skoro inwestował bym 380-1000zł / mc oczekuję zwrotu. Skoro naprawdę uważasz, że pracę zawdzięczasz tylko studiom a nie sobie i determinacji to ok. Ale myślisz, że bez nich byś jej nie dostał też ok. Ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
OdpowiedzUsuńCzasami ludzie robią dany kierunek bo lubią lub innego nie ma, ale chcą pracować w takich ciuchach. Ja np. robiłem Informatykę, ale chciał bym mieć sklep z grami lub nawet w takim pracować. Studi takich nie ma. Może są super stanowiska, super płatne, ale jeśli ja bym po prostu chciał gry wykładać na półkę i co wtedy? Może ona miała tak samo? Nie każdy chce projektować gry lub ciuchy, ale po prostu je sprzedawać.
Moja druga siostra właśnie to studiuje w tym roku. Studium to tak jak technikum z punktu widzenia stopnia wykształcenia, zawsze lepsze średnie techniczne niż samo liceum. Ale przyswaja się więcej bo jest 2 lata i nie zawraca się głowy nie potrzebnymi do tego zawodu przedmiotami z lo. Moim zdaniem powinno być to uznawane za wyższe niepełne, w końcu tylko rok mniej, niż licencjat. Niestety zbija do średniego technicznego.
To nie na moje nerwy :) ale chodzi o punkt widzenia sam w sobie. Inna strona barykady.
No niestety. Ja trafiłem na takich co szkoda im na benzynę do sportowego/lepszego samochodu, a co mówić o takim samochodzie. Laptopy z promocji. Jeden wprawdzie miał macbooka pro ale dorabiał.
To, że wystarczyło by mi 700 pasywnego dochodu i już bym był wolny finansowo nie znaczy, że nie starał bym się mieć więcej. 700 czy 1000 wynika z prostych kalkulacji, czy moich wymagań do życia. Czynsz 300 (a wolał bym kawalerkę i 120-200), światło, gaz, woda, internet - 450-500/mc. Ludzie sami sobie narobili opłat, to im mało np. moja siostra ma ich 7000zł za granicą a 700 to pewnie na waciki wydaje. Ja zmierzam do ich minimalizacji. Nic nie poradzę, że mało wymagam, a jednak z mojego punku pasywnie to jest dużo bo jeszcze nie osiągalne przez najbliższe lata. Owszem chciał bym mieszkać nad morzem, mieć samochód za 125-250tys ale jak mam na to pracować do śmierci to wole tak jak jest teraz, a nad morze jeździć na wakacje.
Pomysły mam gorzej z realizacją bo nie mam umiejętności programistycznych. Przewidywane zarobki w moich pomysłach czasami mnie przerażają, i boje się zaryzykować by zarobić krocie. Powiedz to mojej siostrze która ma średnie i żyje w klasie średniej mając samych opłat za 1800euro. Mam nadzieje, że tak nie będzie, po to zbieram kapitał. A zawsze można życie ukrócić. Ten kto zaczyna grać w ruletkę nie powinien się bać ponieść konsekwencji i pociągnąć za spust. PS. Mój tato też miał własną firmę :) Ważne by życie wziąć w swoje ręce. Nie zaryzykuje kapitału dla jakiegoś papierka. Nawet te skromne opłaty mogą być niezbędne by pociągnąć własny interes. A jak mówiłem do tego co mnie interesuje studi nie ma, a programisty ze mnie nie będzie.
PS. Parafrazując: „gdyby ciężka praca oznaczała sukces, to najbogatsi byliby niewolnicy”. Tak samo można to odnieść do wykształcenia formalnego i inteligencji: „gdyby wykształcenie oznaczało sukces to najbogatsi byliby profesorowie”.
Ważna jest determinacja, i wzięcie życia w swoje ręce, konsekwencji także - z czego zdaję sobie sprawę a tylko dlatego mam wahania bo spotykam się z dezaprobatą ludzi takich jak Ty :)
Nie zrozum mnie źle, po prostu uzależniasz już z góry wysokość zarobków od wykształcenia. Schemacisz w określone kwoty. A moim zdaniem nie ma ograniczonej kwoty którą mogę zarobić lub jakoś zyskać. Przykładem jest moja rodzina za granicą co zarabia więcej od Ciebie a ma średnie czy bogaci ludzie którzy rzucili studia i zostali milionerami. A na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, tam gdzie się urodzimy, w rodzinie która się nie dzieli, rodziców co mają małe wynagrodzenie, brak spadków, a nawet wysokość pensji w mieście którym mieszkamy. Dorobić można zawsze a kwoty są nie ograniczone. Przykładem jest forex, i te 5% ludzi którzy zarabiają krocie z domu. Ludzie którzy wracają ze zmywaka z 5 zerami na koncie itd. Nic nie poradzę, że rodzic nie ma 3tysięcy/mc, jakiegokolwiek kapitału itd. Źle podchodzi do życia, a kiedy ktoś z góry zakłada "nie mam i mieć nie będę" tak się staje. Myślę, że jak na 22lata nie jest źle z moim wykształceniem czy portfelem. Nie mam samego gim czy liceum, albo kurzu na koncie, czy sprzętu rtv z papieru. O ile się nie mylę studia można zrobić zawsze. Może kiedyś otworzą kierunek co mi finansowo i mentalnie przypasuje. Kto wie. Na razie celuję w 40-70-100tys w banku i trochę pasywnego dochodu. A jak się rozejrzeć to szczerze wątpię w lepszą prace, dobrze płatną bo teraz studia ma co druga osoba. Wątpię by kto ktokolwiek zarabiał te 3-4tys netto. Ludzie tu do Warszawy wyjeżdżają za pracą za 1700.
OdpowiedzUsuńNie uważam, że dostałem pracę tylko dzięki papierkowi, co nieraz pisałem, więc chyba co nieco przeoczyłeś. Jestem jednak na 100% pewien, że bez niego nie dostałbym żadnego ze stanowisk, na których pracowałem, bo to było w podstawowych wymaganiach. Wykorzystuję część wiedzy zdobytą na studiach w praktyce, a ponadto uważam, że rozwinęły mnie one dość wszechstronnie. Jestem zwolennikiem edukacji i rozwoju w szeroko rozumianym pojęciu.
OdpowiedzUsuńTy w edukacji widzisz głównie koszt, bo być może chybiłeś z wyborami, albo po prostu nie miałeś wystarczająco cierpliwości. Ja piszę to z perspektywy osoby, która studia skończyła kilka lat temu, a nie, która akurat próbuje coś studiować. Dlatego m.in. uczulam ludzi na to, że to mają być DOBRE studia, a do tego własna praca, myślenie i determinacja. Twój pomysł żeby 2 letnie studium nazywać wyższym wykształceniem uważam za nieco niedorzeczny, bo i tak mamy za dużo ludzi z pseudo-wyższym wykształceniem. Trzeba jednak rozróżniać jakieś poziomy wykształcenia, bo właśnie przez takie jednolicenie ludziom się wydaje, że jak skończą licencjat z socjologii w prywatnej szkole, to mogą zarabiać np. tyle co ktoś z magistrem z finansów z dobrego uniwersytetu.
Jeśli masz inny pomysł na życie, to jak najbardziej popieram. Nie odbieraj mojej opinii o moim życiu i ścieżce jaką wybrałem (oraz lekkiej zachęty do powielania takiego, wg mnie całkiem niezłego wzorca) jako dezaprobaty dla Twoich pomysłów. Szczerze mówiąc ciekaw jestem tych pomysłów, których potencjał Cię przeraża i nie rozumiem co Cię powstrzymuje przed realizacją. Mam nadzieję, że się to zmieni i wyrwiesz się z tych schematów, których ja się tak trzymam. Bo widzisz... statystykę ciężko oszukać. Piszesz, że "schemacę w określone kwoty", ale nie jest to wzięte z księżyca. Wystarczy spojrzeć tu:
http://www.pracuj.pl/zarobki-wynagrodzenia-raporty-placowe-zarobki-rozne-wyksztalcenie-2009.htm#top
Wiadomo, że dotyczy to tylko pracy na etacie.
Jeśli nadal wątpisz, że ktokolwiek zarabia 3-4 tys., to chciałem Cię poinformować, że większość moich znajomych zarabia tyle lub więcej i to nie tylko w Warszawie.
Stwierdzenie, że bez sensu studiować, bo bez wykształcenia można zarabiać na zachodzie znacznie więcej też jest nieco dziwne. Mój kolega robił specjalnie doktorat w Polsce, bo pracując w Niemczech stwierdził, że z doktoratem będzie zarabiał 2 razy więcej. Co by było gdyby wszystkie biedne kraje uznały, że nie ma sensu się uczyć, tylko trzeba się spakować i jechać na zachód? Zresztą jeszcze jakiś czas temu do pracy np. w finansach na zachodzie przyjmowali każdego, niezależnie od wykształcenia. Przyszedł kryzys i jednak teraz potrzeba do tego wykształcenia.
Masz rację, że możliwości zarobku są nieograniczone przy własnych inicjatywach, ale trzeba pamiętać też o możliwości porażki, bo to wcale nie jest takie kolorowe jak piszą w książkach motywacyjnych. Pisałem na blogu o mojej działalności, którą zamknąłem mimo tego, że przynosiła jakiś dochód. Głównym powodem była mała efektywność. Jeśli Ciebie zadowalają dochody rzędu kilkuset złotych na miesiąc, to ok. Jeśli rzeczywiście będziesz chciał osiągnąć za jakiś czas tzw. niezależność finansową, to obstawiam, że będziesz musiał się jednak narobić znacznie więcej niż ja, chyba że będziesz tym wybrańcem losu, który błyśnie cudownym pomysłem podchwyconym przez rzesze konsumentów.
Co do stwierdzenia: „gdyby wykształcenie oznaczało sukces to najbogatsi byliby profesorowie” - nie wiem czy wiesz, że pan Kulczyk jest doktorem :)
Myślę, że przy tak odmiennych poglądach moglibyśmy jeszcze dużo takich esejów pisać. Zgadzam się z Twoimi poglądami, że należy coś budować i odkładać na to fundusze. Dyskusyjna pozostaje kwestia oczekiwań od życia. Może więc postaram się w skrócie podsumować co ja chciałem Tobie przekazać w moich "wywodach".
OdpowiedzUsuń1) Wg mnie większość ludzi nie ma tak określonego planu jak Ty, dlatego lepiej mieć jakiś wybór, który dzięki DOBREMU wykształceniu się poszerza.
2) Można pogodzić studia dzienne z dorabianiem w wakacje i weekendy, a tym bardziej z dorabianiem w internecie. Nie oznacza to bycia od razu na minusie czy zerze. Kwestia tylko dostania się na dobry kierunek i dużej determinacji.
3) Będąc dobrze wykształconym można zarówno sprzedawać gry komputerowe jak i posiadać placówkę banku. Śmiem twierdzić (najmocniej przepraszam, że posłużę się tu Twoim przykładem), że osoba bez wyższego wykształcenia i pisząca: "chciał bym" zamiast "chciałbym", "nie osiągalne" zamiast "nieosiągalne" , czy "studi" zamiast "studiów", nie będzie mogła otworzyć swojej placówki banku z powodów formalnych (chyba, że ma tyle kasy, by otworzyć swój bank) oraz nie znajdzie dobrej pracy, która w przypadku porażki własnych pomysłów mogłaby pozwolić na życie na dość dobrym poziomie (jakkolwiek schematyczne życie by to nie było).
Powtarzam więc: zgadzam się w dość dużej części z Twoimi poglądami, ale nie w tak ekstremalnym, minimalistycznym wydaniu.
- szkoda mi ryzykować kapitałem, boję się nawet straty 20zł (np. nie po to klikałem 3 miesiące by być na 0).
OdpowiedzUsuń- niektórzy są zdania, że lepiej palić za sobą mosty, bo wtedy strach przed katastrofą mobilizuje ich do większego wysiłku i bak jest już odwrotu.
- kiedy się 4 rok nie uczy dziennie nie chce się już do tego wracać. Coś wypomina teraz o tym na blogu Bieg po milion. Niestety mało kto to rozumie kiedy zaraz po liceum wybrał się do dziennej szkoły.
- pisałem już, że jestem po wyborze drugiej strony barykady więc nie potrzebuje mostu (nie mam czegoś takiego, że eee najwyżej poszukam pracy). Będę robił dla siebie choć bym miał się zajebać na śmierć lub zdechnąć z głodu.
- niestety studia nic nie zmienią w tej kwestii bo od zawsze robiłem błędy, miałem na to jakiś test nawet i papierek a teraz i tak nigdy już polskiego nie będę miał. A uczyć się nie zamierzam ze słownika.
- szkoda, że oceniasz po wykształceniu czy ortografii ludzi. Mam nadzieję, że kiedyś ktoś Ci utrze nosa w tym temacie.
- nie dopuszczam porażki, nastawiłem się, że nie mam wyjścia.
- wątpię bym tysiaka :) czy dwóch z moim wykształceniem tu czy za granicę w euro nie zarobił. Ale nie chcę takiej opcji brać nawet pod uwagę.
- każdy ten poziom ocenia inaczej, zdajesz chyba sobie sprawę, że są ludzie co twoją pensję wydają na obiad a Ty za to robisz 160 godzin na etacie?
- mi mój poziom wystarczy, a jak nie to będę dążył do większego.
Ja niestety nie wierzę w te papierki na dysleksję. Teraz połowa ludzi to ma, a kiedyś miałem taką nauczycielkę, że każdego jakoś nauczyła ortografii. Nie oceniam Ciebie, tylko Twoje szanse na znalezienie dobrze płatnej pracy przy takim wykształceniu jakie posiadasz. Są po prostu znacznie mniejsze. Nie twierdzę, że niemożliwe, ale mniejsze.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc mój stosunek do Ciebie po tych wszystkich wypowiedziach jest jak najbardziej pozytywny i wcale nie nakłaniam Cię do pójścia w tym momencie na studia. A już na pewno nie na płatne. Zdaję sobie sprawę, że niektóre moje wypowiedzi można odebrać negatywnie, ale wynika to raczej z ich obronnej formy, bo przypominam, że ja bronię poglądu, że moją najlepszą inwestycją było wyższe wykształcenie, a Ty twierdzisz, że bez niego też mógłbym mieć dokładnie to samo. Kwestia tego jakie miałbym na to szanse? Moim zdaniem marne.
Doskonale rozumiem to, że po przerwie w nauce nie chce się już do tego wracać. Mój post był skierowany m.in. do osób, które w wieku np. 17 lat naczytają się hurraoptymistycznych blogów na temat tego jak to można żyć z reklam. Chcą wtedy olać naukę i poświęcić się "pracy", która przecież przynosi realne pieniądze, a nie obietnice wysokich zarobków w przyszłości. Być może również kieruję to do takich osób, które skończyły właśnie studia i ubolewają, że ktoś im proponuje np. pracę w banku za 900 zł, a w innej, kiepskiej pracy zarobiliby 1200 zł. Być może te mniejsze zarobki to szansa na duże zarobki w przyszłości. Trzeba ją tylko dobrze wykorzystać.
Napisałeś, że nie chcesz inwestować w nic swoich pieniędzy, ale masz pomysł, który ma potencjał. Moim zdaniem jedyna droga, by go zrealizować to przemiana tego wolnego czasu marnowanego na pisanie komentarzy i bezproduktywne projekty na wiedzę. Może warto rozpisać sobie taki projekt nawet na rok (tego też uczą na niektórych studiach i w pracy po studiach). Zacząć uczyć się tego, jak stworzyć, to co wymyśliłeś. Jedni realizują projekty za pieniądze, inni za swój wolny czas. Często projekty padają, często przesuwają się o miesiąc, pół roku czy rok. Ważne jednak by go realizować, a nie pisać, że ma przeogromne możliwości zarobków, tylko nie umiem go stworzyć. Ja po zamknięciu działalności wziąłem się za coś, o czym kompletnie nie miałem pojęcia (stworzenie pewnego rodzaju strony) i po miesiącu są już jakieś małe efekty. Jeśli uda mi się to doprowadzić do końca, to pewnie się to pojawi tu na blogu. Nie będzie to raczej projekt dochodowy, ale nie wykluczam, że kiedyś wpadnie mi dobry pomysł do głowy, a wtedy zdobyte umiejętności będą jak znalazł.
"Ja niestety nie wierzę w te papierki na dysleksję. Teraz połowa ludzi to ma, a kiedyś miałem taką nauczycielkę, że każdego jakoś nauczyła ortografii."
OdpowiedzUsuńMiałem dodatkowe lekcje na wadę wymowy, jakiś ruszania językiem coś tam, tyle pamiętam, że matka płakała w tle. Następnie problemy z czytaniem i dodatkowe zajęcia po godzinach. Niby wyleczony, ale czytam całymi wyrazami lub literuje :) Co do błędów, są tam testy na wiedzę o o nich itd. Wszystko dobrze, a błędy nadal robiłem. Są to specyficzne testy, np. na czas coś przepisać, ciągi znaków, pamięci bez nakazu zapamiętywania itd. Gdybym tego nie miał nie zdał bym chyba w podstawówce. Najniżej stawili mi 2 gdy inni chwalili się 5. Nie było to fajne. Potem już problem się skończył bo dyktand nie było. A jak były ze dwa do dwie 1 na tle innych dobrych ocen przepuszczały mnie na 3. Próbowali mnie nauczyć ale nic z tego. Dobrze, że dziś programy błędy podkreślają. Niektóre wyrazy pamiętam jak pisać a inne nie. Nie zamierzam nad tym pracować czy zastanawiać się jak się to dokładnie pisze. To nie pismo do Us, Zusu, Banku, Szkoły itd. Tylko komentarze. Zresztą zawsze wychodziłem z założenia, że czyta się tak samo.
"Nie oceniam Ciebie, tylko Twoje szanse na znalezienie dobrze płatnej pracy przy takim wykształceniu jakie posiadasz"
I tu nie mogę Cię zrozumieć. Bo widzisz, mówię, że mogę zarabiać 2-3 krajowe polskie ale za granicą. Ty piszesz, że mógłbym lub twój znajomy 2x tyle. Ale po co? Dobrze płatna to taka, że zarabiasz 2x więcej niż inni? To czasami ciężko Ci będzie jak poznasz dobrze ustawione osoby. Piszą, że człowiek jest szczęśliwy dopiero wtedy gdy zarabia więcej niż inni np. znajomi. Nikt z mojej najbliższej rodziny nie ma studiów. Moim zdaniem namęczyłeś się na nich, zmarnowałeś 5 lat czasu na dziennych i teraz tak piszesz. Moje wykształcenie oceniasz na "takie" a mi ono lata i powiewa tak jak twoje możesz i doktorat zrobić jedyne 4000zł semestr w Warszawie będziesz wtedy zarabiał 2x tyle. Dla mnie liczy się to co umiem i moje zdrowie i chęć do pracy. A jak ktoś mnie ocenia po wykształceniu, to nie mam z nim o czym gadać. Tak samo, mi wszyscy gadali, że bez matury to tak jak bym nie miał liceum i średniego wykształcenia. Teraz to samo ze studiami. Potem będą gadać, że studia ma każdy i doktor się liczy... Przestałem słuchać innych, to moje życie i wiem czego chcę. A jak nie wiem do końca lub mi się tylko zdaje bo nie mam, to będę tego szukał. Ale na pewno nie w wykształceniu. Ani mnie to grzeje ani ziębi. I po raz kolejny, pracy nie szukam do 65tki. Więc te "znalezienia" możesz sobie darować. A jak nawet bym potrzebował w Polsce, co dokładnie pokazywał twój wykres, pensje można mieć taką samą zależy gdzie się trawi z takim i z takim papierkiem, jak zaprezentuje i co naprawdę umie.
"[...]nie nakłaniam Cię do pójścia w tym momencie na studia. A już na pewno nie na płatne."
A co masz do płatnych? Po co chodzić do szkoły 5x w tyg jak można 2razy na 2 tyg? Po co pracować za tyle samo 40h tyg jak ludzie książki piszą o 4h tygodniu pracy? Po co coś robić 8 godzin, jak można to zrobić efektownie w dwie? Pracodawca, źle spojrzy to olać go. Świat jest duży. Jak tylko skończyłem liceum od razu zdecydowałem się na zaoczną naukę. Nie wyrażam sobie takiej męczarni więcej. To głupota, że wcześniej nie ma wyboru takiego trybu nauki moim zdaniem...
"[..]wyższe wykształcenie, a Ty twierdzisz, że bez niego też mógłbym mieć dokładnie to samo. Kwestia tego jakie miałbym na to szanse? Moim zdaniem marne."
OdpowiedzUsuńNa prawdę tak uważasz? Twierdzisz, że bez papierka jesteś nikim, nie znalazł byś pracy (dobrej) i zbierał puszki? Nie uważasz, że to dlatego, że odpowiedziałeś na ogłoszenie, że po prostu poszedłeś z tym papierkiem? Na prawdę nie zdołał byś zarobić tyle samo nawet w innym kraju? Specyficzny zawód musi więc to być skoro tak się upierasz :) A ja tylko porównuję cyferki czysto matematycznie. Po za tym to smutne, że najlepszą inwestycją była szkoła. Wynika z tego, że inne były marne. Moją najlepszą, nie wiem co było, ale weźmy, że postanowienie ciułania i pozbycie się nadmiernej konsumpcji (m.in gra dwie co miesiąc za 200-400zł, fajki 330-480 teraz to nawet 600 LM kosztują, telefonu 50, Internetu 79 na 44, odżywek 650 - choć do tego bym chętnie powrócił przy nadmiarze kasy bo lubiłem się rozwijać fizycznie itd.). Jak widzisz nie wiele się zmieniło, i ja żyłem "prawie" tak samo. A ile już na + jest. Więc też marna Inwestycja. Tylko, że szkołę uważam za jeszcze marniejszą. Gdybym od 18lat poświęcił czas na zarabianie w Internecie, Allegro i ciułanie już dawno bym był z 80karatowym :) portfelem i firmą sprzedającą gry z półek :) A tak mam papier który żółknie i do dziś sobie pluję, że nie odkładałem nawet od dziecka kieszonkowych zamiast bułek w szkole ;p
"Doskonale rozumiem to, że po przerwie w nauce nie chce się już do tego wracać."
Przerwy nie ma. Robię kursy dla zaawansowanych w sprawach które nie tylko przy szukaniu pracy na etacie się przydadzą ale mi samemu w pracy w domu.
"Mój post był skierowany m.in. do osób, które w wieku np. 17 lat naczytają się hurraoptymistycznych blogów na temat tego jak to można żyć z reklam. Chcą wtedy olać naukę i poświęcić się "pracy", która przecież przynosi realne pieniądze, a nie obietnice wysokich zarobków w przyszłości."
Podziwiam tych co odkładają kieszonkowe i rzucają się po milion. I o dziwo rzucają szkołę. Ale studia mogą zrobić zawsze. A w necie można zarobić. Pewien koleś prowadzi w us bloga, 27lat i zarabia przez Internet 17tys $ mc m.in za polecanie produktów i programy partnerskie plus reklamy. Ja widzę, szansę na 70tys do 25lat i dlatego spróbowałem. Tym co mają 1800zł kapitału też radził bym się zastanowić. Chyba, że sporo umieją. Miałem kolegę co rzucił liceum w 3 klasie lo. Nie skończył go. Ostatnio go widziałem jak pod MM podjechał samochodem i wysiadł z dziewczyną. Podobno zaczynał jako magazynier czy coś takiego. Był świetny z matematyki, prawdopodobnie został by profesorem, bo w historii naszej nauczycielki surowej jak cholera na rozszerzonej matmie był 3 uczniem w jej historii która mimo iż nie chodził wystawiła mu za darmo 2. A ja też miałem 2. Potrafił 4tyg nie przychodzić przyjść z nowego tematu zgłosić się i dostać 4 (najwyższa ocena). Wygrał kangura, a na próbnej maturze na którą przyszedł wyszedł po 15 minutach. Napisał akurat na 2. Podobno tak obliczył i był pewny punktów więc wyszedł. Dla niego 2 a 5 to był jeden ch#j. Czekał tylko na 18 i rzucenie szkoły. Każdy musi sam zdecydować o swojej drodze. Ja nie proponuje by ktoś szedł moją czy twoją tylko niech robi to co uważa.
"Być może również kieruję to do takich osób, które skończyły właśnie studia i ubolewają, że ktoś im proponuje np. pracę w banku za 900 zł, a w innej, kiepskiej pracy zarobiliby 1200 zł. Być może te mniejsze zarobki to szansa na duże zarobki w przyszłości. Trzeba ją tylko dobrze wykorzystać."
Być może przy 900 odłożą 800 (- fajki, net) a przy 1200 rodzic ich wywali z domu i ledwie im starczy od 1 do 1. A z taką pensją kredytu nie dostaną. Wyleją ich i wrócą do rodziców z 0 na koncie. Każdy musi wybrać sam. A szanse jak szanse, są % hehe.
"Napisałeś, że nie chcesz inwestować w nic swoich pieniędzy, ale masz pomysł, który ma potencjał. Moim zdaniem jedyna droga, by go zrealizować to przemiana tego wolnego czasu marnowanego na pisanie komentarzy i bezproduktywne projekty na wiedzę. Może warto rozpisać sobie taki projekt nawet na rok (tego też uczą na niektórych studiach i w pracy po studiach). Zacząć uczyć się tego, jak stworzyć, to co wymyśliłeś. Jedni realizują projekty za pieniądze, inni za swój wolny czas. Często projekty padają, często przesuwają się o miesiąc, pół roku czy rok. Ważne jednak by go realizować, a nie pisać, że ma przeogromne możliwości zarobków, tylko nie umiem go stworzyć."
OdpowiedzUsuńA wiesz jak to jest, kiedy masz nad sobą dezaprobatę rodziny którzy wysyłają siłą na studia a sami ich nie mają, którzy chętnie by kierowali twoim życiem bo nie mają swojego? Albo mają schematyczne polegające na modzie na sukces, doktorze hasusie, jedzeniu spaniu i płaceniu rachunków?
Mówisz o roku. Tu każdy chce nadepną zobaczyć jakieś efekty w postaci kasy. A co jak bym zmarnował kasę? Sam też lepiej pracuję jeśli widzę nawet groszowe. Na coś większego też przyjdzie pora. Dobrze mieć jak najwięcej źródeł pasywnych dochodów, nawet tych najmniejszych. Mógłbym się zająć Allegro, co pewnie uczynię niedługo jako dodatek, ale wolę rozkręcić kilka pasywów, które nie koniecznie wyschną tak jak Allegro kiedy skończą się własne fanty na handel.
"Ja po zamknięciu działalności wziąłem się za coś, o czym kompletnie nie miałem pojęcia (stworzenie pewnego rodzaju strony) i po miesiącu są już jakieś małe efekty. Jeśli uda mi się to doprowadzić do końca, to pewnie się to pojawi tu na blogu. Nie będzie to raczej projekt dochodowy, ale nie wykluczam, że kiedyś wpadnie mi dobry pomysł do głowy, a wtedy zdobyte umiejętności będą jak znalazł."
Zależy na czym zrobiłeś, w czym, i jak wykonałeś jej grafikę. Wątpię by w miesiąc było to coś niezłego na tyle by wiedza się przełożyła na większą kasę. Trochę w tym siedzę, i mam kolegę z gg (1 lo) który umie więcej niż jeden z moich nauczycieli który robił profesora w tej kwestii. To nie tak hop siup. Ale doświadczenie pokazuje, że mini strony strasznie beznadzieje potrafią np. zdobywać poleconych do programów partnerskich a to z kolei przekładać się może na ogromne zarobki dla tych osób. A zrobienie takiej strony to 1-3dni. Grafika, pocięcie w Photoshopie z kodem, tekst czy też i parę gotowych bajerów, odnośników i jest. Moim zdaniem liczy się dobra domena, a te jak mam jakiś pomysł to są zajęte, a do tego i tak inne nazwy kosztują :(
Obaj zdaliśmy egzamin dojrzałości, i jaki głupi by on nie był, dalszego wykształcenia nie powinieneś brać pod uwagę, oceniając np. mnie, bo obaj jesteśmy dojrzali a 1-3 lata więcej nauki niż studium to nie ostatni papier jakie można zdobyć. Ja wybrałem stopień zawodowy by mieć zawód i coś więcej niż liceum a Ty studia i stopień naukowy.
OdpowiedzUsuńCzasami jak Cię czytam, to mam wrażenie jakbyś pisał, żem wgl do żadnej szkoły nie chodził i a co za tym idzie żadnego wykształcenia nie mam. Dobrze, że nie namawiasz mnie na studia, bo wyszedł byś jak moja rodzina, która najchętniej by mnie w samochód wpędziła, choć ja nie chcę i na razie nie potrzebuję. Dla wyższej wartości typu cytuje: "czemu ty nie masz prawka przyda cie się kiedyś", "to Polska każdy ma auto", "ale prawo jazdy dobrze jest mieć", "a skąd wiesz co będziesz w życiu robił", "przecież do końca życia nie będziesz w domu tylko siedział", "przecież prawo jazdy to prawo jazdy nie trzeba mieć auta". Coś jak studia, przecież po papierku, nie trzeba iść do pracy tylko można otworzyć firmę? przecież każdy ma je teraz prawda?
Zresztą naginając byłbyś doskonałym dowodem na to, że studia nic nie dają bo:
- masz mniejszy portfel (tylko nie wiem w jakim wieku)
- masz więcej zobowiązań (sam ich sobie narobiłeś bo chcesz)
- pasywa np. zwane samochodem (ac, oc itd).
- mieszkanie na kredyt więc twoja wartość netto możliwe, że jest ujemna licząc nawet portfel
- jesteś starszy o kilka dobrych lat a nie wiadomo co ja w takim wieku osiągnę
- popadłeś w alkoholizm na studiach, popadasz nadal i jeszcze wciągasz znajomych :)
Czyli twoja szkoła nie wiele de facto dała, każdy z 1800netto może Cię przebić. Ja tylko dlatego nie odkładam 1500 bo zamiast skupiać się na handlu czy większych pieniądzach za czas i siłę lub cv, szkołę oraz czas, skupiam się na pasywnych dochodach (czyli marnuję cały wolny czas by mieć go więcej jak najszybciej i jak najszybciej zobaczyć efekty), które może są marne, ale każdy grosz dziennie to jak zarobione 73zł jeśli długo nie wyschnie lub znajdzie się sposób by je regenerować lub zastąpić. Ba pokuszę się o stwierdzenie, że jeśli przed dłuższy czas zdołam odkładać po 1500zł, żyjąc na odpowiadającym mi teraz poziomie, uznam, że studia nie były mi potrzebne.
Jeśli ja miał bym doradzać innym, to zdecydowanie zarabianie i zarabianie kasy od najmłodszych lat. Nie kupować śmieci typu filmy, muzyka, gry, nic nie zbierać oprócz kasy, sprzedawać co niepotrzebne, nie pchać w kompa, w jedzenie np. odzywki, ciuchy markowe, przestać się chwalić rzeczami a zacząć kasą, wcześnie pracować w Internecie i interesować się finansami, oraz poważnie pomyśleć o przyszłości (nie zarabiać na grę czy film blu-ray lub "super klawiaturę" ale na konkretne liczby. Jechać na zmywak chyba, że zdołają odkładać m.in. 1000zł/mc w Polsce np. trochę od rodziców, trochę z pracy. Wrócić z 250tys zł lub uzbierać ze 100k. Najlepiej odziedziczyć mieszkanie, lub wyprosić jak rodzice śpią na kasie. Ewentualnie wyczaić kawalerkę z małym czynszem, tanią i za gotówkę, a kasę mnożyć.
OdpowiedzUsuńJa to cenię ludzi którzy wzięli życie w swoje ręce, rzucili szkołę na ostatnim roku liceum, skończyli podstawówkę i doją te krowę ale jeszcze pracują i handlują na targu, potrafią kupić telewizor 63" i jeść prawie sam chleb z herbatą ale kupili, wyjechali za granicę i pracują gdzie się da, rzucili łatwą pracę w Polsce za 2500netto po tym jak szef kazał im zmyć podłogę, by mieć wy#ebane i pracować za granicą.
Nie muszą umieć czegokolwiek co umiem ja, czy wiedzieć jak powiedzieć w sklepie by kupić sitko po angielsku, mogą mówić "Water Stop" albo narysować ale oni rządzą swoim życiem! Wzięli je w swoje ręce, niestandardowo i odważnie. Dla mnie są lepsi niż 95% społeczeństwa co powtarza to co inni innym, że takie jest życie i nic się nie poradzi.
Studenta poznasz po tym, że z góry wie ile będzie zarabiał. Tak mówią i chyba to prawda. Widzi ograniczenie w sobie i w innych po wykształceniu, lub ocenia ich po literkach przed nazwiskiem. Ale nigdy nie wiesz ile ktoś będzie miał na koncie w banku w twoim wieku lub jak kogoś spotkasz, i co robił do tej pory. Jak żył. Ludzie lubią kłamać i mówić, że bieda, bo nie ma czym się chwalić do 250k ;p Czy o jaki stara się majątek, biznes lub szykuje bogata kobieta itd. :)
A standardowa droga, studia, dyplomy, milion wysłanych CV, mi nie imponuje i nigdy nie imponowała. Nie rozumiem co ludzie w tym widzą. Najbardziej oburzyło mnie, że w banku się spytała jakie mam. Jak by to miało coś wspólnego do wielkości depozytu. Czytałem, że ktoś wrócił z zagranicy, 23lata (17 jak pojechał) i przywiózł 300 czy ileś tys. Pisał, że w banku się krzywo patrzyli ;)
Spójrz na Jolante Rutowicz ma nowiutkie, czerwone ferrari F430 spider za milion w wieku 25lat. Zaraz doczytasz, że ma mag, czy coś ;p
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChyba postaram się zostać minimalistą i oprócz gotówki, i aktywów czy pasywnych dochodów z Internetu i domu, posiadać mniej niż 100 rzeczy. Wyzbyć się rachunków, ciuchów, przedmiotów zbędnych ile się da, by żyć dla siebie i chwili a nie dla sprzętu i opłat z kredytami jak inni.
OdpowiedzUsuńDla mnie rezygnacja z czego tylko się da nie jest inwestycją tak jak u Ciebie. Piszesz o ludziach, którzy uważają, że po studiach ich zarobki są od razu ograniczone. Jedni siedzą na tyłku, a inni te ograniczenia pokonują. Ja zawsze starałem się te ograniczenia pokonywać i nadal widzę możliwości ich pokonywania. Ty pokonujesz kolejne wydatki konsumpcyjne, więc masz zdecydowanie solidniejszy mur do przebicia, bo za mniej niż zero nie przeżyjesz, a ja mógłbym odkładać kolejny tysiąc, ale nie chcę, bo wolę za niego zwiedzić kawałek świata. Jestem bardzo ciekaw czy stworzysz ten sklep kiedyś. Bo to też jest duże ryzyko kapitału, a twierdzisz, że nie lubisz ryzykować. Poza tym na blogu piszesz o kupnie dysku i płytek RW, by oszczędzać na grach. Czyli kradzież tego, co ktoś inny stworzył zamiast kupowania jest sposobem do dalszego "zwiększania dochodów"? Pamiętaj, że jak stworzysz ten sklep, to będziesz musiał namawiać ludzi do czegoś przeciwnego, czyli kupowania gier.
OdpowiedzUsuńZ tego co piszesz, to w zasadzie rezygnujesz ze wszystkiego tylko po to, by do tego kiedyś wrócić. Ja mam wszystko co chciałem, bo w pierwszej kolejności dążyłem do zrealizowania moich marzeń i te materialne zrealizowałem (mnóstwo niematerialnych też). Nie otaczam się sprzętami. Mam ich bardzo niewiele, ale mam takie, które odpowiadają mi jakościowo. Nie będę się też tu licytował wielkością majątku, czy portfela, bo oddzieliłem część prywatną od tego publicznego portfela, który jest po prostu eksperymentem na boku.
Dalsza dyskusja chyba nie ma za bardzo sensu, bo:
- zaczynają się przykłady typu Jola Rutowicz
- nagle stałem się zataczającym się alkoholikiem tylko dlatego, że po piwie ze znajomymi czasem wsiadam do taksówki
- nie masz nawet pojęcia co to jest wartość netto (tego też uczą na studiach)
- piszesz o życiu chwilą, które sprowadza się do tego, żeby nic nie robić i nie ruszać się z domu mamusi
"Dla mnie rezygnacja z czego tylko się da nie jest inwestycją tak jak u Ciebie."
OdpowiedzUsuń- dla mnie jest obecnie najlepszą jaką podjąłem. Wydawałem ile miałem byle tylko wydać. Nic mi to nie dawało, oprócz chwalenia się ludziom który są mi w sumie obojętni.
"Jestem bardzo ciekaw czy stworzysz ten sklep kiedyś. Bo to też jest duże ryzyko kapitału, a twierdzisz, że nie lubisz ryzykować."
Teraz wolę skupić się na oszczędzaniu i pasywnych dochodach nie wymagających wkładu oprócz czasu. Na inwestycje przyjdzie czas. Na ryzyko także.
"Poza tym na blogu piszesz o kupnie dysku i płytek RW, by oszczędzać na grach."
Gdzie ja takie coś napisałem? pisałem by nie wydawać na płyty. Ani słowa oryginalne czy też gry. Nie mieszczą mi się dane na komputerze i przez to potrzebuję dysku. Bo mam bardzo mały jak na te czasy. Tak samo do konsoli, 60GB to bardzo mało miejsca na instalacje, dema czy trailery. A z płytami było tak, że nagrywałem a potem wyrzucałem, jak już miejsca starczało i tak kilka razy. Czasami trzeba coś przenieść itd. równie dobrze mógłbym napisać dysk na usb czy drugi pendrive. Jeden to za mało, zwłaszcza kilka GB.
"Czyli kradzież tego, co ktoś inny stworzył zamiast kupowania jest sposobem do dalszego "zwiększania dochodów"? Pamiętaj, że jak stworzysz ten sklep, to będziesz musiał namawiać ludzi do czegoś przeciwnego, czyli kupowania gier."
Nie. Po prostu nie gram już ponad rok czasu. Mam trochę gier i innych rzeczy które spieniężę na poczet funduszu growego. Czasami też pewnych rzeczy nie da się kupić bo w pożądanej wersji nie istnieją. Nie chcę się tu sprzeczać czy pisać o legalności, ale nie trzeba kupić gry w dzień premiery i jej trzymać aż nic warta nie będzie by cieszyć się hobby. Tracąc za każdym razem 150+zł. Nie trzeba wydawać pieniędzy by grać, przykładem jest choć by mój znajomy z gg który przechodzi i sprzedaje i przeciętnie jest na plusie, tak nimi obraca. Głupotą jest kolekcjonowanie i zapełnianie półek. Stanowczo doradzam i wolę mieć kapitał, niż kolekcję plastiku. A co do sklepu, z ludźmi jest różne, zawsze będą ci co kradną, czy ci co są legalni, ci co szukają okazji oraz ci co kolekcjonują. Warto się pozbyć mani zbieractwa jeśli chce się mieć jak największy kapitał. W okresie kilku lat są to ogromne sumy pieniędzy, a jak wiem po sobie niektórych gier nawet nie ofoliowałem. Dochodziło do tego, że zbierałem by mieć na półce :)
"Z tego co piszesz, to w zasadzie rezygnujesz ze wszystkiego tylko po to, by do tego kiedyś wrócić."
- możliwe, albo plastik, śmiecie czy super suple albo kapitał. Studia nie wiele by tu zmieniły, nawet miał bym mniej pieniędzy na takie rzeczy. Jak to studenckie życie opisują. I też bym musiał odłożyć na później, ile to liczyliśmy? 5-6lat? Więc na jedno wychodzi.
"Ja mam wszystko co chciałem, bo w pierwszej kolejności dążyłem do zrealizowania moich marzeń i te materialne zrealizowałem (mnóstwo niematerialnych też). Nie otaczam się sprzętami. Mam ich bardzo niewiele, ale mam takie, które odpowiadają mi jakościowo. Nie będę się też tu licytował wielkością majątku, czy portfela, bo oddzieliłem część prywatną od tego publicznego portfela, który jest po prostu eksperymentem na boku."
OdpowiedzUsuń- ja też, nie jem, nie gram, nie płacę za chwilowe przyjemności, rachunki, czy kupuję bilety do rodziny, finansuję święta itd. z portfela blogowego. Są to po prostu odłożone pieniądze - nieruszane, które posiadam, oprócz tych którymi dysponuje z rodzicem. Ale eksperymentem bym tego nie nazywał, tylko celem. Zapominasz, że masz więcej lat, a ja bym był w trakcie najwyżej studiów teraz. W twoim wieku pewnie będę w podobnym miejscu. A to, że chcę zaciskać pasa, zamiast rozsyłać CV to moja sprawa, skoro jest mi tak dobrze i sprawdza egzamin.
"Dalsza dyskusja chyba nie ma za bardzo sensu, bo"
- faktycznie przykład, z .. ale szkoła jej tego nie dała.
- pijesz ja nie, pale Ty nie.. przyjemność jak przyjemność, nałóg jak nałóg. Lubić piwo to tak jak lubiąc palić.
- pewnie uczą, że to wykształcenie, bo co mili by mówić. Ja czytałem, że to wartość wszystkich naszych aktywów i odjąć od tego kredyty i długi. Zresztą nie muszę tego wiedzieć, dla mnie wystarczy, że ktoś narobił sobie opłat i zobowiązań. A mieszkania dopóki nie spłacisz, jest banku ;p
- w wolności finansowej o to chodzi, by nic nie robić jak się nie chce lub nie ma ochoty, a reszta zależy od własnych preferencji. Jeden chce być wolny od lokalizacji, inny zachomikować się w kawalerce, a inny z mamusią, czy dziewczyną. Nie lubisz siedzieć w jednym miejscu, lubisz jeździć samochodem czy podróże, spędzać czas przy piciu alkoholu ze znajomymi - twoja sprawa. Większość też to lubi pewnie, mi się po tygodniu na wakacjach nudzi. Wypady do rodziny to katorga. Chwila, to akurat to na co będę miał ochotę, nawet w domu, będę chciał to przejdę się na tam czy tu, poćwiczę tam i tu, pobiegnę tam i tu, pojadę tam i tu, nie będę musiał myśleć o 1000 rzeczach które musiał bym zabrać ze sobą. Na które bym musiał robić by je utrzymać.
Każdy woli Co innego, i cel finansowy jest czym innym dla niego. Też uważam, że szkoda już czasu tracić na tę rozmowę. Lepiej skupić się na przyszłości i tu i teraz. Napisał byś ile masz lat :)
Jeśli Twój blog będzie istniał gdy osiągniesz mój obecny wiek, to dam Ci znać, bo jeszcze zaczniesz gdybać co osiągniesz za te kilka lat, a dla mnie liczą się fakty.
OdpowiedzUsuń