Strona główna

poniedziałek, 18 lipca 2011

E-book, czy E-Bóg? "Bóg, pieniądze i giełda!" moimi oczami

Niedawno skończyłem czytać e-book'a pt. "Bóg, pieniądze i giełda!", którego otrzymałem od jego autora, Bartłomieja Zielińskiego. Na początku chciałem napisać dyskretnego maila z ewentualnymi moimi przemyśleniami, ale z każdą stroną było tego więcej i więcej, dlatego postanowiłem napisać o tym tu. Nie do końca jestem pewien, czy dobrze robię ponieważ już od pierwszych miesięcy pracy zawodowej wpajano mi, że "z klientem nie poruszamy tematów polityki i religii". Nawet w osobistym życiu zasada taka sprawdza się dość dobrze. Nie raz widziałem kolegów, wujków, czy nawet obcych ludzi, którzy zaczynali konwersację w miłej atmosferze, a kończyli wielką kłótnią, bo ktoś jest za, a ktoś jest anty.

Cóż... raz się żyje! Na początku będzie ostro ;) Według mnie łączenie Boga oraz pieniędzy jest pomysłem kompletnie absurdalnym. Najchętniej zaprezentowałbym tutaj swoją małą teorię na temat religii, ale ponieważ istnieje szansa, że ktoś zacznie to podciągać pod paragrafy dotyczące obrażania uczuć religijnych, postaram się ograniczyć do polemiki z autorem na podstawie kilku fragmentów e-book'a. Swoją drogą to nie podoba mi się mocno paragraf o obrażaniu uczuć religijnych, bo działa tylko w jedną stronę. Wg mnie wszystkie religie są rodzajem psychologicznej manipulacji, kompletnie nie trzymają się kupy, nie są w żaden naukowy sposób udowodnione i jako takie w zasadzie mogłyby obrażać moją zdolność logicznego myślenia i kojarzenia faktów. Jeśli jednak ktoś chce w cokolwiek wierzyć, to ja to akceptuję, tak samo jak akceptuję wszystkie inne ludzkie wybory i preferencje nie mające negatywnego wpływu na moje życie.

Przejdźmy do fragmentów, które mnie "tknęły".

Fragment piewszy:
"Czy wiesz, że w Biblii znajdziesz ponad 2300 wersetów na temat pieniędzy i dóbr materialnych, podczas gdy np. tematykę związaną z modlitwą i wiarą znajdziesz jedynie w ok. 1000 wersetów?"

To mogłoby świadczyć w jakim celu została napisana. Dziś mamy pana Kiyosaki i innych, którzy sprzedają marzenia za pieniądze. W tamtych czasach obiecywano ludziom życie wieczne, obiecywano raj. Dlaczego? Aby usprawiedliwić ich ziemskie nieszczęścia, aby wytłumaczyć im dlaczego mają pracować na innych i żyć w ubóstwie (u-bóstwo - dziwny zbieg okoliczności, że tak to się nazywa? ;) . Wtedy trzymało to ludzi w ryzach, a rządzący i księża żyli spokojnie w dostatku. Jeśli ktoś nie wierzył, to w imię Boga można było takiego kogoś unicestwić. Dziś już tak to nie działa. Ludzie strajkują, wychodzą na ulicę gdy jest im źle. Cały czas jednak powtarza się, że jeśli będą zbyt chciwi, to nie pójdą do nieba. Tymczasem kościół stał się największą korporacją na świecie. Ma posiadłości warte miliardy, a proboszcz zza płotu jeździ prawie trzylitrową "audicą". Nie musi oszczędzać na paliwie tak jak robi to większość bloggerów, których obserwuję, bo wierni i tak mu zatankują.

Fragment drugi:
"Nie pracuję już dla siebie i swojej wygody. Moim szefem nie jestem ja, nie jest pracodawcą, moim szefem jest Bóg. .... W czasie prowadzenia biznesu internetowego, wcale tak nie uważałem. Myślałem, że szefem jestem ja z rodzeństwem, dlatego jako główny opiekun(czyt. menedżer) w firmie, jako wyżej postawiony, traktowałem innych z góry. Chciałem, żeby mnie słuchano, chciałem innych kontrolować."

Dobrze, że autor zrozumiał swoje nieprawidłowe podejście do pracowników, ale obawiam się, że prawidłowe podejście do zarządzania jest wynikiem dojrzałości, zdrowego rozsądku i szacunku do innych ludzi, które moim zdaniem nie są wynikiem silnej wiary. Do tego takie cechy często posiadają ateiści. Miałem przyjemność pracować z wieloma bardzo dobrymi menadżerami i im bardziej ludzkie mieli podejście, tym lepiej. Im bardziej wierzących ludzi spotykałem, tym gorsze miałem odczucia. W życiu prywatnym i zawodowym największe przykrości jakie mnie kiedykolwiek spotykały pochodziły zazwyczaj od ludzi silnie wierzących. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że co by się nie działo, czy dobrego, czy złego, to człowiek wierzący dopasuje to do "woli Boga" lub pójdzie się wyspowiadać, a do tego zieje nienawiścią do osób mających inne poglądy niż oni sami. Wiele razy byłem w życiu zszokowany zachowaniem silnie wierzących i praktykujących ludzi, zaczynając od staruszek, które kasowały kosmiczne pieniądze od biednych studentów za kawałek piwnicy w ich domu, w której panowała temperatura 10 stopni, poprzez kiboli, którzy bili bezbronne kobiety i dzieci mając na szyi złote łańcuchy z krzyżykami, aż do człowieka, który po nieumyślnym spowodowaniu śmierci innego człowieka opowiadał o tym przy piwie, z uśmiechem na ustach, swoim kolegom. Może odbiegam trochę od głównego tematu, ale pisanie przez autora, że upadek firmy był karą za chciwość jest cokolwiek dziwne. A czy wszyscy pracownicy tej firmy też coś przeskrobali i dlatego stracili źródło utrzymania? Czy wszystkie wielkie biznesy są prowadzone przez ludzi uczciwych i wierzących, a chciwi zostali pokarani? Na jakiej podstawie Bóg wybiera tych, których będzie uświadamiał, a innych oleje - niech sobie żyją w chciwości wyzyskując innych? Życiem częściowo rządzi przypadek, ale ogólnie to silniejszy lub sprytniejszy wygrywa.

Fragment trzeci:
"Warto oddawać część zysków giełdowych potrzebującym. 10% zysków to takie minimum, jakie warto przeznaczyć na dobre cele."

Brzmi to podobnie jak propozycja jednej z bloggerek, która za klikanie w reklamy na swojej stronie zobowiązywała się wpłacać 10% dla chorej dziewczynki. 90% jednak zabierała sobie tak naprawdę za nic, a reklamodawcy, czyli ludzie przedsiębiorczy, którzy uczciwie pracują i się starają tracą na tym. No ale bloggerka ma zapewne spokojniejsze sumienie.
Na giełdzie aby zarobić, ktoś inny musi zazwyczaj stracić. Taka niepotwierdzona statystyka mówi, że 90% osób traci. Te osoby sprowadzone są w e-book'u do chciwych ludzi, którzy nie przykładają się do analizy spółek. Zarabiając na giełdzie zabieramy pieniądze innym osobom, które kupią od nas akcje na górce, a potem być może stracą. Niezbyt chrześcijańskie podejście. Być może wpakują się tak rodzice, którzy chcą zarobić większe pieniądze na utrzymanie czy edukację swojej rodziny, ale podczas procesu nauki inwestowania nie doszli jeszcze do tego etapu co autor. Być może nie są wcale tacy źli i chciwi. Po prostu próbują, ale są w tej grze trochę gorsi od nas, a my ich pozbawimy pieniędzy i oddamy 10% "potrzebującym", którzy nie robią nic, by zmienić swój status na lepszy. 

Wg e-book'owego scenariusza zarabiamy jakąś kwotę, bo jesteśmy akurat na rynku najlepsi. Zabieramy ją tym, którzy próbują coś robić, ale są gorsi od nas. Zabieramy z tego 90% sobie, a 10% dajemy tym, którzy są gorsi w staraniach nawet od tego, któremu zabraliśmy. Bawimy się w Boga "przelewając" dobra od średniozamożnych do najbiedniejszych, zabierając przy okazji 9 razy więcej dla siebie. W zasadzie to tak działają religie i socjalizm od zawsze. Do mnie to nie przemawia. Zawsze pomagałem aktywnie każdemu, kto tego potrzebował, ale rozdawać ot tak po prostu nie lubię.

Tyle na temat części pierwszej. Podsumowując - czytałem z zaciekawieniem, popieram zachowania prezentowane przez autora, ale kompletnie nie rozumiem nadinterpretacji religijnych w temacie finansów.   Teraz czas na tę lepszą moim zdaniem część.

Giełda i pieniądze

Po lekturze pierwszej części przeskakujemy jakby do innego świata. Logicznego, popartego faktami. Rzeczowo i na temat opisany jest sposób wyboru do portfela spółek giełdowych. Co bardzo mi się podoba jest to sposób prosty, a ja jestem wielbicielem metody KISS, czyli Keep It Simple Stupid. Proste rozwiązania zawsze były najlepsze. Nie oznacza to oczywiście, że prosty oznacza szybki. Analiza jest czasochłonna i trzeba w nią włożyć sporo pracy. Nie opiera sie jednak na kosmicznych równaniach, w których lubują się akademiccy teoretycy. Wszystko jest napisane przystępnym językiem, zrozumiałym dla każdego, w przeciwieństwie do wielu książek o analizie spółek giełdowych, które zrozumieją jedynie doktoranci na ekonometrii. Wiele z tych rzeczy wiedziałem już wcześniej, bo w tematyce giełdy poruszam się od paru lat, ale z pewnością dużo mi ten e-book rozjaśnił i mam nadzieję podrzucił kilka brakujących elementów tej skomplikowanej układanki. Z całą pewnością poleciłbym tę część e-book'a każdemu, zarówno początkującemu jak i bardziej zaawansowanemu graczowi giełdowemu. Razem z kilkoma innymi książkami o tej tematyce może stanowić ciekawą podstawę do nauki inwestowania.

Z jednej strony nie chcę zdradzać zbyt wiele szczegółów z tego e-book'a, bo nie w tym rzecz, a z drugiej trochę mi głupio, że na temat tej wartościowej, z czysto finansowego punktu widzenia, części wypowiadam się znacznie krócej, niż na temat części pierwszej. Nie chcę jednak psuć przyjemności czytania potencjalnym odbiorcom. Napiszę zatem jeszcze raz, że polecam tę książkę. Zarówno wierzącym, jak i ateistom. Zachęcam do kontaktu z Bartłomiejem, by dostać ją na maila. Odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Wprawdzie, jak już napisałem wcześniej, dziwnym jest dla mnie mieszanie dość osobistego tematu jakim jest wiara z finansami, ale przeczytać warto. O ile niektóre elementy a la Kiyosaki, na które jestem trochę uczulony (motywacyjny, amerykański "bullshit", zachęcanie do aktywności, działania, budowania kapitału, itp.) są do przyjęcia w takiej książce w ramach wstępu, tak rozważania religijne są z mojego punktu widzenia tematem na zupełnie odrębną książkę. Myślę jednak, że autor doskonale zdaje sobie z tego sprawę skoro przygotował płatną wersję pozbawioną części religijnej :)

Na koniec jeszcze tylko link do informacji na temat e-book'a.

sobota, 9 lipca 2011

Bilans nr 14 - 6 lipca 2011

Szybko i na temat, bo piękna, letnia pogoda czeka na mnie na zewnątrz. Kolejny miesiąc minął. Kolejne pieniądze odłożone. Na uwagę zasługuje jedynie fakt, że dzięki sprzedaży Polimexu, Polnordu i JSW zmiana w portfelu jest największa od początku istnienia bloga. Cieszy też fakt, że Polimex zmienił w końcu kierunek i jest nadzieja, że reszta moich akcji również przyniesie zysk. Zmienia się trochę moje podejście do rynku i patrzę na wszystko bardziej długoterminowo, co przynosi jakieś efekty. Niektóre osoby dziwią się, że moje zaangażowanie w akcje jest małe, ale nie czuję się jeszcze na siłach ryzykować więcej. Tyle ile ryzykuje jestem w stanie odrobić w miesiąc lub dwa z etatu i tego na razie będę się trzymał.


Niewielki dochód (ok. 5 zł), który miałem z handlu walutami wywaliłem z podsumowania i dodałem go do etatu. Po prostu nie będę już handlował, bo jak już udaje mi się kupić euro taniej, to z czasem zużywam je na swoje potrzeby (kredyt i wyjazdy służbowe). Wprawdzie daje mi to teoretycznie pewne korzyści, ale ciężko je zmierzyć. Musiałbym zwiększyć pieniądze przeznaczone na zakup walut, ale na razie powoli wkręcam się w akcje i na tym poprzestanę.

Udanego weekendu wszystkim życzę, bo zapowiada się upalna niedziela. Ja właśnie zaczynam kolejny urlop. To jedna z zalet pracy na etacie i nieposiadania własnej firmy ;)

środa, 6 lipca 2011

Jastrzębska Spółka Węglowa sprzedana

Jak na razie spektakularnego, dziesięcioprocentowego zysku na JSW nie było. Na początku cena podskoczyła o ok. 4%, a później zaczęła spadać. Standardowo zatem pozbyłem się akcji szybko bez większego żalu. Miałem ich tylko 25 i to na dwóch kontach, więc sprzedałem je w dwóch porcjach po cenach w danym momencie dostępnych. Do przodu 43,7 zł, czyli zaledwie 1,29%. Wg Richmond zarobiłem na kolejne lody, ale cóż... jak każdy facet lubię lody ;p

Podsumowanie czerwca będzie niestety z opóźnieniem, bo mam dość ograniczony dostęp do sieci.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Polimex

Pisałem kiedyś o moim zakupie Polimex'u. Dziś w tej kwestii coś się ruszyło, więc czas napisać krótką notkę. Otóż przyjąłem w tym przypadku taktykę zazwyczaj krytykowaną przez większość osób, czyli uśrednianie. W końcu jeszcze tego w życiu nie próbowałem, więc czas najwyższy;) 

Pierwsze 130 akcji kupiłem w listopadzie zeszłego roku... uwaga, uwaga... po 4,14 zł. Kolejne 260 acji dokupiłem po 3,67 zł w styczniu. Następny pakiet to 390 akcji po 3,32 zł w maju. Ostatni zakup to 780 akcji, również w maju, w cenie równej 3 zł. Cenę sprzedaży tego ostatniego pakietu wyznaczyłem jako cenę poprzedniego pakietu, czyli 3,32 zł i dziś rano zlecenie zamknęło się dając zysk (po odjęciu prowizji) 230,38 zł. 780 akcji poszło. 780 akcji zostało. Procentowo pakiet ten zarobił 9,85%.

Gdybym w dzisiejszej cenie sprzedał cały mój Polimex, wyszedłbym na minimalny plus. Trzymam jednak wszystko dalej. W przypadku przełamania trendu spadkowego mam nadzieję zarobić na kolejnych pakietach, a w przypadku spadków dokupię znów niżej.