Strona główna

piątek, 8 października 2010

Działalność gospodarcza - problemy, trudności, dylematy.

Większość ludzi marzy o tym, by założyć wspaniale prosperującą firmę. Prawda jest jednak taka, że mniej więcej 9 na 10 firm pada w ciągu pierwszego roku funkcjonowania, a z pozostałych - kolejne 9 na 10 pada w ciągu 5 lat. Oczywiście jest to bardzo ogólne stwierdzenie, nie poparte żadnymi statystykami, ale nie kłóćmy się o liczby. Chodzi jedynie o fakt, że nieliczna garstka przedsiębiorców jest w stanie przetrwać. Postaram się tu odpowiedzieć dlaczego moja firma przestanie niedługo istnieć na podstawie doświadczeń ostatnich miesięcy.

Myślenie o własnym biznesie zaczęło się u mnie parę dobrych lat temu, jeszcze na studiach. Niestety brakowało wtedy pomysłu, a przede wszystkim pieniędzy. Nie było inkubatorów, w których można rozpocząć działalność, a haracz Zus'u był nie do przejścia. Ok. 900 zł na miesiąc. Dopiero po kilku latach mogłem sobie pozwolić na luksus posiadania działalności. Ponieważ pracuję na etacie, płacę tylko ubezpieczenie zdrowotne w wysokości 233 zł. Taki nasz krajowy absurd, bo ani więcej nie choruję, ani nie korzystam z publicznej służby zdrowia, ale państwo zafundowało mi taki stały koszt, żeby zbyt łatwo nie było. Jeśli chodzi o biznes, to jest to handel niewielkimi przedmiotami, związanymi z moimi zainteresowaniami.

Żeby zbytnio nie rozwlekać opiszę główne czynniki decyzji o zawieszeniu przeze mnie działalności:
1) Zdrowotne - przy niesamowicie niskich marżach jakie panują w handlu internetowym trzeba zrobić kilka tys. obrotu na miesiąc, by w ogóle wyjść na zero, a co mają powiedzieć mali przedsiębiorcy, którzy muszą zapłacić pełny zus.
2) Praca na etacie - zazwyczaj jak nie ma roboty, to nie ma i klientów, a jak nadchodzi praca, to wtedy pojawiają się klienci. Przy niewielkim obrocie dawałem radę, ale gdybym chciał rozwijać firmę, to ewidentnie bym się nie wyrabiał i musiałbym kogoś zatrudnić. Nie mogę też podać oficjalnie numeru telefonu, bo będąc w pracy nie mogę odbierać telefonów od klientów. Tracę w ten sposób na wiarygodności.
3) Mała efektywność - kilka godzin pracy we własnej firmie owocowało tym samym co godzina pracy na etacie. Warto byłoby w takiej sytuacji zatrudnić osobę, której godzina pracy kosztuje znacznie mniej niż moja, by obsługiwała handel. Byłoby to jednak opłacalne tylko przy dużo większym asortymencie i dużych ilościach towaru i w tym momencie wchodzi punkt czwarty.
4) Trudności w znalezieniu dostawców - godziny poszukiwań kończyły się zawsze na tym, że uradowany znajdowałem hurtownię z dość niskimi cenami, po czym wchodziłem na Allegro i okazywało się, że ktoś sprzedaje to samo taniej. Po małym śledztwie dochodziłem do wniosku nr 5.
5) Zbyt mały kapitał - przekonałem się, że hurtownik, od którego brałem towar kupował całe tiry prosto od producenta, a na dodatek sprzedawał również detalicznie w tych samych cenach, więc jednocześnie był moim konkurentem na rynku. Przekonałem się, że w sieci sprzedaje się tylko wtedy, gdy ma się najniższą cenę lub kupujący odbiera towar osobiście, bo omija koszty wysyłki. To prowadzi do wniosku nr 6.
6) Odbiory osobiste i kontakt z klientem - nieco uciążliwe jest przyjmowanie klientów we własnym mieszkaniu. Niektórzy klienci wyglądają na onieśmielonych, zdziwionych, zdezorientowanych. Dla mnie (i nie tylko dla mnie:) nie jest również komfortowe przyjmowanie obcych osób we własnym mieszkaniu.

Mimo, że tak naprawdę odniosłem stratę finansową, to stwierdzam, że nauczyłem się przez te miesiące więcej niż nauczyłbym się na jakichkolwiek kursach czy studiach związanych z zarządzaniem firmą. Nauczyłem się relacji z klientami i dostawcami, nauczyłem się prowadzenia podstawowej dokumentacji firmy, itp. Wiem, że gdybym się uparł, to dałbym radę to ciągnąć i powoli rozwijać, ale byłaby to męczarnia, bo dużym nakładem pracy i kosztem wolnego czasu uzyskiwałbym efekty, które mnie nie satysfkacjonują. Nie zrozumcie mnie źle, bo prowadzenie firmy było przez większość czasu bardzo przyjemne, ale potem się siada, robi podsumowanie i okazuje się, że wszyscy wkoło na mnie zarobili (poczta, allegro, hurtownik, państwo), a mi zostają marne grosze. Kontynuowałbym to pewnie gdyby nie zdrowotne, bo nawet gdybym dorobił kilka złotych na miesiąc w wolnym czasie, to jest to postęp. Jednak aby zarobić na państwowe haracze trzeba pracować cały miesiąc i najlepiej na pełen etat. Lepsze efekty uzyskam póki co pracując tak jak do tej pory. W najbliższym czasie nauczę się jeszcze jak zawiesić działalność gospodarczą :) Wiem już, że można ją zawiesić na maksymalnie dwa lata i to jest dobry okres do zgromadzenia większego kapitału i obmyślenia dalszej strategii działania. Pomysły pewne mam. Czy zdecyduję się je realizować? Czas pokaże. Myślę, że po tych doświadczeniach nie bałbym się zainwestować całych swoich oszczędności aby rozpocząć coś na większą skalę. Przy zabójczej prowizji i opłatach na Allegro udawało mi się osiągnąć marżę ok. 4%. Taki zysk na lokacie osiąga się po roku, a w firmie można obrócić pieniędzmi wiele razy w ciągu roku osiągając tym samym kilkadziesiąt procent. Logiczne? Bardzo. Proste? Niezupełnie.  Trudne, ale bez tego trudu o milionach można tylko marzyć.

12 komentarzy:

  1. "Taki nasz krajowy absurd, bo ani więcej nie choruję, ani nie korzystam z publicznej służby zdrowia, ale państwo zafundowało mi taki stały koszt, żeby zbyt łatwo nie było." Ale tak samo byłoby, gdybyś dostał w pracy podwyżkę - wysokość składki wzrosłaby, a świadczenia zdrowotne pozostałyby te same.

    "Większość ludzi marzy o tym, by założyć wspaniale prosperującą firmę. (...) Oczywiście jest to bardzo ogólne stwierdzenie, nie poparte żadnymi statystykami, ale nie kłóćmy się o liczby." To stwierdzenie jest zupełnie nieumotywowane. IMHO większość osób wcale nie chce mieć własnej firmy.

    W ogóle pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc wg Ciebie założenie firmy = automatyczna podwyżka? Załóżmy, że zakładasz firmę i nie zarabiasz nic. Płacić dodatkową składkę musisz i tak. To chyba nie jest to samo. Gdyby to było zależne od wielkości dochodu, to może jakoś bym to przełknął.

    Co do drugiego punktu masz rację. Zbyt optymistycznie do tego podszedłem. Większość ludzi nie chce robić nic ;)

    Również pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Więc wg Ciebie założenie firmy = automatyczna podwyżka?" No pewnie. Przecież rejestrując się firmę deklarujesz wysokość dochodu, która będzie podstawą obliczania składek. Państwo nakłada tylko minimalną podstawę, tak jak przy stosunku pracy wprowadza minimalne wynagrodzenie.

    "Załóżmy, że zakładasz firmę i nie zarabiasz nic." To czym prędzej ją zamknę. Po co mieć firmę, która przynosi straty ?

    "Większość ludzi nie chce robić nic ;)" Nie wiem, jak większość ludzi, ale ja i większość osób z mojego otoczenia jesteśmy aktywni zawodowo, mamy cele i je realizujemy. Po prostu koncepcja prowadzenia własnej działalności zupełnie nas nie pociąga.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i to jest właśnie absurd. Deklaruję wysokość fikcyjnego dochodu. Odnosi się ona do nieistniejących wartości, wziętych z kapelusza i ustalonych odgórnie. Pracując na etacie nie mogę zadeklarować niższego dochodu, tylko państwo kasuje ze mnie kilka tys. złotych rocznie na samo zdrowotne, z którego i tak nie korzystam, bo mam prywatne ubezpieczenie medyczne. Zdaję sobie sprawę, że dla rozwiniętych firm jest to korzystniejsze, ale zabija to dużo startujących firm.

    Firma, która jest na zerze jeśli chodzi o dochód mogłaby mi przynosić korzyści podatkowe i powoli się rozwijać w wolnym czasie. Załóżmy w takim razie, że chciałbym dorobić uczciwie do pensji ok. 200 zł na miesiąc. Nie mogę, bo i tak państwo zabierze 233 zł. Podam może przykład Irlandii, w której gdy nie masz dochodu, nie płacisz składek socjalnych (chyba, że coś się zmieniło przez ostatni rok). Gdy masz większe dochody wchodzisz na kolejne progi i płacisz składki jako procent dochodu. Moim zdaniem jest to rozwiązanie logiczne.

    Ja również jestem aktywny zawodowo, ale oprócz tego chciałbym powoli, w wolnym czasie, realizować inne cele bez szkody dla mego pracodawcy. Dodam może, że moje cele, bo po kilku latach pracy mam teraz do tego nieco inne podejście. Choćbym nie wiem jak utożsamiał się z firmą to pracując zawodowo realizuję cele pracodawcy, a nie moje. Duża swoboda w działaniu, większe wynagrodzenie, wizja wspaniałej kariery są tylko czynnikami motywującymi do większej efektywności. Nie są moim celem, mimo że kiedyś były. Praca na etacie ma pewne ograniczenia. Jeśli poziom mojej satysfakcji jest poniżej tych ograniczeń, wszystko jest ok. Niestety u mnie zazwyczaj jest nieco powyżej, czego czasem żałuję, bo jest to nieco męczące ;) Tak więc życzę wszystkim, aby zawsze mieli w swoim zasięgu punkt satysfakcji, bo pozwala to na samorealizację i spokojną pracę, aż do emerytury.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się w 100% z Melonmaker.

    Większość ludzi myśli że realizuje swoje cele, mając na myśli drogę do bycia prezesem firmy, przechodząc przez wszystkie szczeble kariery. Ale niestety tak nie jest, w rzeczywistośći jest to tylko motywacja aby pracownik pracował, więcej, dłużej i ciężej dla swojego szefa. Oczywiście nie neguje, że są firmy które sowicie wynagrodzą swojego pracownika który wykona swoje zadanie z nawiązką. Ale to tylko poszczególne przypadki.

    BTW. uważam że to co zrobiłeś tj. założyłeś firmę jest bdb. rzeczą. Ponieważ poznałeś nowych ludzi, nauczyłeś się wielu rzeczy, poznałeś mechanizm działania firmy, i zdobyłeś nową wiedze.

    POWODZENIA W OTWARCIU KOLEJNEGO BIZNESU I W DRODZE DO BAŃKI :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozwolę się nie zgodzić co do istoty składki zdrowotnej. Traktuję składki zawsze jako podatek, liczony podobnie jak niektóre prowizje bankowe, tj. płacisz pewien procent od zadeklarowanej kwoty dochodu, nie mniej niż... i nie więcej niż... I to dla mnie jest ok. Firma to jest sposób na większy dochód; dla małej skali czy dorabiania sobie do pensji myślę, że każdy znajdzie z czasem coś bardziej adekwatnego i mniej skomplikowanego... Firmę zakładajmy tylko dla czegoś, co ma mieć wysoką rentowność, w innej sytuacji tak jak opisujecie, nie ma po prostu sensu.

    Oskładkowanie i opodatkowanie wszędzie gdzie tylko Państwo może łapę położyć na pewno jest złe, gnębienie przedsiębiorców na wszelkich polach też, z tym w pełni się z wszystkimi zgadzam ;) Ale nie chciałabym, naprawdę, żeby jakiemuś idiocie u góry przyszedł na myśl obowiązek płacenia składek zdrowotnych od rzeczywistego dochodu. Stracilibyśmy wszyscy. Może i obecny stan jest absurdalny, ale ciągle mam przed oczami wizję, że nasi politycy absurd mogą udoskonalać w nieskończoność...

    Jak by nam dofasolili kolejny procentowy podatek zdrowotny zależy od każdego dochodu - tak jak sugerujecie, to by przedsiębiorcy poszliby zupełnie z torbami bo wszystko oddawaliby Państwu. A ja na przodzie tego pochodu ;)


    @Melonmaker,
    Zapłaconą składkę zdrowotną, nawet jak nie masz dochodu z DG czy podatku z racji DG, możesz odliczyć od podatku z umowy o pracę czy innego głównego źródła daniny dla fiskusa. Można odzyskać 2 setki z każdej zapłaconej składki w łącznym zeznaniu rocznym pit-36 (200,92 z zapłaconych 233,32). Zainteresuj się tą sprawą, w przyszłym roku możesz odzyskać większość tego co zapłaciłeś ZUSowi sam - i jakoś się zwrócą chociaż w części te koszty zamykanej DG.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla dorabiania alternatywą jest chyba tylko szara strefa, a w to raczej nie będę się bawił. Przedsiębiorcy nie poszliby z torbami, gdyby te procentowe składki społeczne były zrobione z głową. Skoro już podałem przykład Irlandii, to jego będę się trzymał. Tam składki były procentowe i jakoś nie czuło się tego obciążenia. Zresztą ja nie jestem przeciwny podatkom, czy ubezpieczeniom społecznym. Podatki mogę płacić od tego co zarobię. Nie ma najmniejszego problemu.
    Chodzi mi tu tylko i wyłącznie o to, że w Polsce:
    1) Przedsiębiorca płaci zdrowotne w kwocie 233,32 zł
    2) Jego pracownik, zarabiający mniej od niego zapłaci więcej zdrowotnego.
    3) Jego pracownik, który będzie chciał w wolnym czasie zrobić coś na własny rachunek od czasu do czasu, dorobić i zapłacić od tego legalnie podatek musi zapłacić najwięcej zdrowotnego.

    A potem, zgadzam się, może to odpisywać od podatku (dziękuję Pani z Kreciej Nory za przypomnienie:). Już to wszystko sprawdzałem. Moim zdaniem zbędna, bezsensowna komplikacja i płacenie w trzecim przypadku 2 razy tego samego. W przypadku pierwszym płaci się najmniej i dlatego każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą stwierdzi, że system jest ok ;) Można nad tym dywagować w nieskończoność. Zgadzam się, że w przypadku prowadzenia nawet średnio prosperującej firmy nie jest to uciążliwe. Jest to nieco upierdliwe tylko i wyłącznie w przypadku dorabiania na małą skalę, a na nic więcej nie mogę sobie na razie pozwolić.

    Taka mała dygresja: nie wiem czy słyszeliście o wokaliście Budki Suflera. Osiągnął wiek emerytalny i wyliczono mu emeryturę w wysokości ok. 600 zł :) To tak a propos płacenia składek przez osoby prowadzące działalność gospodarczą :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Może i szara strefa kojarzy się powszechnie z dorabianiem, ale to przecież nie jedyna forma. Tych parę złotych do pensji legalnie dorobić można, chociażby przez umowy cywilnoprawne. W zeszłym roku tylko z dwóch takich zleceń miałam kilkaset złotych na rękę w ciągu dwóch miesięcy, ale zrezygnowałam z dalszej współpracy z braku czasu (zaczął pokrywać się z pracą). Może i legalnie jest trudniej, ale możliwe.

    Co do zdrowotnego, to rzeczywiście dywagacji można tworzyć kilometry (chociaż sama nie płacę najmniej, bo mam i etat i DG). Bo większość naszych przepisów podatkowo-ubezpieczeniowych nie jest zrobiona z głową, ale że się tak wyrażę, z "biegunką legislacyjną", która jak zaraza przenosi się na kolejne ekipy rządzące. Marzy mi się, że kiedyś ustawy zamiast puchnąć, zaczną wreszcie być skracane.

    Dlatego też właśnie napisałam, że bawienie się w firmę bez dobrej znajomości przepisów jest warte zachodu tylko w przypadku naprawdę rentownego biznesu. Po co szarpać się, narażać, jeżeli ten sam efekt osiągniemy bez wysiłku na lokacie.

    Piszesz, że na razie nie możesz sobie na więcej pozwolić, rozumiem, że masz na myśli przede wszystkim czas, jaki dodatkowo możesz na dorabianie poświęcać? Może więc warto przeczekać, i przede wszystkim całkowicie nastawienie na branżę zmienić. A nuż może coś wpadnie, co nie będzie wymagało firmy i da się rozliczyć prościej?

    Tak, gdzieś czytałam o podanym przypadku wokalisty. Tylko u licha, na co taki człowiek liczył od Państwa? Składki to przecież tylko podatek pod inną nazwą (bezzwrotny i przymusowy), jak sam o siebie nie zadbasz, to nic z płacenia podatków, obojętnie jak wysokich, ci nie przyjdzie... Ten Pan jako wokalista znanego zespołu chyba bardzo źle nie zarabiał, zabrakło mu za to wyobraźni i znajomości realiów. Od przeciętnego Kowalskiego liczącego na gruszki na wierzbie tego Pana wyróżnia tylko sława zespołu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się, że można dorobić, jeśli świadczy się usługi. Wtedy można zawierać umowy cywilno-prawne. Ale co jeśli chce się po prostu coś kupować i sprzedawać, a kupujący chce fakturę VAT?

    Największym problemem jest właśnie czas. W jednym miesiącu mogę mieć dużo czasu na swoją pracę, a w innym z kolei mogę go nie mieć wcale. Skoro i tak płacę kilkanaście tysięcy rocznie różnych składek, to miło by było mieć w tym przypadku komfort, że jak w danym miesiącu nie będę miał czasu na firmę, to po prostu nie zapłacę nic. No ale to są marzenia ściętej głowy.

    W zasadzie nie zależy mi na tym, żeby wpadały mi dodatkowe fuchy, bo moim celem nie jest pracować więcej za parę złotych, tylko skonstruować coś, co będę mógł rozwijać. Zdrowotne było tylko jednym z powodów zawieszenia działalności. Gdyby go nie było, nie musiałbym zawieszać działalności i mógłbym czasem coś porobić dla przyszłości mojej firmy i kombinować jak zwiększyć efektywność poprzez zwiększenie skali oraz zatrudnienie osoby, której praca jest tańsza od mojej. Przy okazji mógłbym badać rynek kupując nowe produkty i sprawdzając jak się sprzedają, bo praktyka okazała się diametralnie różna od moich "badań" na sucho przed otwarciem firmy. To co miało się sprzedawać dobrze, sprzedawało się słabo, a to, co miało być dodatkiem sprzedawało się na pniu.

    Co do pana wokalisty: myślę, że on wcale nie oczekiwał od państwa nie wiadomo czego. Myślę, że jest bardzo dobrze zabezpieczony. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby państwo oddało mi wszystkie moje składki i nie dawało mi żadnej emerytury. Zdecydowanie lepiej bym na tym wyszedł :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Gdyby tylko ZUS jeszcze te składki miał ;) Każda złotówka rozchodzi się tam 'na pniu'.

    No i niestety masz rację; zdrowotne i inne obowiązkowe opłaty mogą przeszkadzać kiedy nic nie robimy. Ja wyszłam z założenia, że na zdrowotne płacone z DG najpierw odłożę - aby bieżącego budżetu nie obciążały firmowe podatki, a dopiero potem zacznę. Wprawdzie nie mam tego na zakładany na początku okres, ale pozwala mi nie przejmować się okresami bezczynności czy braku czasu. Taki prywatny fundusz wspierający przedsiębiorczość. Czytając twoją wypowiedź, myślę z perspektywy czasu że to była jedna z lepszych decyzji jakie podjęłam.

    A propos doświadczeń - wiem, że to nie blog o firmie, ale z ciekawości zapytam - jaką branżę wybrałeś?

    OdpowiedzUsuń
  11. @W Kreciej Norze: Cieszę się, że opłaciło Ci się założyć działalność. Tak trzymaj :) Niestety nie zaspokoję Twojej ciekawości. Takie tam moje zasady, zgodnie z którymi pewne fakty zatrzymuję tylko dla siebie. Chcę się ograniczyć do ujawniania finansów i ogólnego opisu moich poczynań.
    W zasadzie to branża nie ma większego znaczenia. Nic szczególnego, ani niszowego. Zwykły handel.

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam zamiar nie tylko trzymać!

    Nie ma problemu z brakiem szczegółów. Też za dużo informacji nie zdradzam, głównie podaję tylko branże w których działam. To chyba taka polska specyfika - nie podawać za wiele szczegółów w obawie przed tym, kto się pojawi jako czytelnik. Ludzka zawiść u nas pleni się szerzej niż domniemany katolicyzm rodaków.

    Nie dyskredytowałabym ot tak handlu, u mnie to właściwie mała odnoga, ale strumyczek obok głównych zleceń jest, podpięty pod DG. Miał być większy, ale zdarzyło się coś, co ciebie spotkało i musiałam zmienić planowaną branżę. Tak więc doskonale rozumiem...
    Miałam upatrzoną niszę mocno specjalistycznych kosmetyków, których nie było w sklepach detalicznych ani w hurtowniach, a na nielicznych internetowych aukcjach każda partia sprzedawała się jak świeże bułeczki.
    I co? Trzy miesiące przed początkiem DG, sieć drogerii zaczęła rozprowadzać je u siebie, i to w cenie jakieś 15% niższej niż oferował producent. Na całe serie! Zgrzyt zębów, ale lepiej że to było wcześniej niż teraz :D

    Sporo osób z zewnątrz wzrusza ramionami i dyskredytuje zwykły handel. Panuje szał na 'innowacje' i stworzenie drugiej firmy pokroju Microsoftu czy Google, zwykli drobni detaliści są że tak ujmę obśmiewani. Tylko z czego, nie rozumiem, skoro się sprzedaje i ma z tego zyski? ;) Branża rzeczywiście tak do końca nie ma znaczenia, najważniejsze że potrafimy sprzedać to, co jest do sprzedania, a czasem podejmować krok wstecz.

    OdpowiedzUsuń