Strona główna

piątek, 29 listopada 2013

Podsumowanie - część 6

Praca (+)

W tym temacie nic się nie zmieniło jeśli chodzi o moje poglądy. Co to oznacza w praktyce? To, że nadal potrzebuję bata nad głową, aby coś robić, czyli nadal będę korporacyjną dziwką, bo jestem za leniwy na prowadzenie własnej firmy. Do biznesu trzeba być rzutkim, energicznym, a zanim ja bym się zebrał, żeby coś zarobić, to moja rodzina zdechłaby z głodu ;-)

Zmienia się w tym temacie nieco w kwestii obowiązków, stanowiska i zarobków. Mam wrażenie, że po kompletnym zasypaniu mnie obowiązkami mój szef liczy na to, że w końcu nauczę się zwalać pracę na innych, czyli wykształcę pewne umiejętności menadżerskie. I do tego też zmierzam. Oprócz tego postanowiłem wykorzystać hojność mojej firmy w kształceniu pracowników i co jakiś czas przeszkolić się, zdobyć jakiś papier.

Przyznaję się, że zaniedbałem kształcenie przez ostatnie lata. Z jednej strony przez to, że nie widziałem sensu robienia papierków dla papierków, bo zawsze chciałem zdobywać przydatne umiejętności. Z drugiej strony, bo mam awersję do siedzenia w ławkach. Z jeszcze innej strony, bo wydawało mi się, że jednak uda mi się z biznesem. Tak więc niedawno rozpocząłem moją przygodę z certyfikatami z zarządzania.

Co do stanowiska, to na razie szału nie ma. Nadal nie jestem i nie będę w najbliższym czasie "menago", tylko jakimś tam specjalistą, ale niedługo przeskoczę 2 kolejne korporacyjne szczebelki i do menadżera zabraknie mi... jeśli dobrze pamiętam... dwóch-trzech szczebelków. Tak czy siak awans, nawet najmniejszy, oznacza podwyżkę. Z ciekawości spojrzałem na moje zarobki od momentu rozpoczęcia pracy w obecnym miejscu zatrudnienia. Przez 5 lat moje zarobki wzrosły ok. 48%. To chyba niezły wynik. Jak dostanę od przyszłego roku obiecaną podwyżkę, to wyjdzie, że w 6 lat zarobki wzrosną mi o ok. 67%.

I teraz dochodzimy do kolejnej przyczyny przyspieszenia przeze mnie budowy domu. Potrzebuję więcej przestrzeni, porządnego biura. Z racji powiększenia się rodziny ubyło przestrzeni przypadającej na jedną głowę w moim mieszkaniu. Skoro nastawiłem się, że kolejne lata będę pracował w taki sam sposób, to siłą rzeczy potrzebuję dobrej przestrzeni biurowej, bo pracuję 85% czasu z domu.

2 komentarze:

  1. Wypowiem się w kwestii pierwszego akapitu.

    Wiem po sobie, że w korporacji jest źle (chociaż porównując korporację z małymi firmami aż tak tragicznie nie jest), ale plusem jest to, że się pracuje i jakoś tak życie mija.

    Korporacja często jednak robi z człowieka niewolnika, który pozbawia się energii do działania. Oprócz energii, brakuje często też odwagi, którą to w innych wypadkach mamy w nadmiarze.

    Powiem Ci jednak, że gdybyś zdecydował się zrobić jeden krok (odejść z firmy i założyć firmę), to potem już wszystko jakoś leci. Nie myślisz o tym, że Ci się nie chce, czy nie tłumaczysz się lenistwem. Po prostu nie ma czasu na lenistwo :).

    To co powyżej, napisałem na podstawie własnych doświadczeń, więc to nie jest teoria, która nie jest poparta praktyką :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kry,

      powiem tak... korporacja korporacji nierówna, a i w korporacji są też różne elementy. Są trybiki, które siedzą i klepią codziennie to samo, ale są też trybiki, którzy muszą to "środowisko" stworzyć. Określiłbym stosunek tych dwóch grup jako 1:9, czyli 10% pracuje nad utworzeniem pewnych systemowych, powtarzalnych rozwiązań i procesów, a 90% ludzi je potem wykonuje, czyli powtarza.

      Moja praca to w większości tworzenie i o dziwo po wielu latach w tej samej firmie wciąż mam energię do tworzenia nowych rozwiązań. Energię, której nie miałem, gdy miałem swoją działalność. W drugiej grupie - tej która powtarza procesy, na dłuższą metę bym nie wytrzymał, a to z niej wywodzą się głównie korporacyjni sceptycy.

      Mnie nikt nie wyniszcza. Wręcz przeciwnie. Czuję pełen luz i zadowolenie z pracy. Może poza dwoma momentami w roku, kiedy uruchamiamy jakieś projekty i trzeba więcej popracować, ale to też ma swoje uroki. Tydzień intensywnej pracy, ale też tydzień spotkań z ludźmi z całej Europy, zazwyczaj gdzieś w nowym miejscu, w którym jeszcze nie byłem.

      Problem polega na tym, że ja pracuję dla pieniędzy, a ci którzy odnoszą sukcesy zazwyczaj pracują dla samego tworzenia firmy. Ich to po prostu fascynuje. Jakiś czas temu miałem wizję mojej małej firmy, związanej z moim hobby, która nie wypaliła i niestety nie mam teraz innej wizji. To co robię w pracy ciężko przełożyć na własną firmę, bo zajmuję się tylko pewną częścią systemu, którego najtańsze wdrożenie jakie widziałem w Polsce kosztuje 2 mln zł. A robienie czegoś innego, na czym się nie znam to chyba trochę duże ryzyko. Zresztą nawet takie wdrożenie to potężne ryzyko.

      Ja przyznaję bez bicia, że u mnie w tej chwili wygrywa wybór bezpiecznej kasy. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyłem dane statystyczne, w których podają, że średni dochód polskiego przedsiębiorcy to ok. 150 tys. zł rocznie. Podejrzewam jednak, że większość jest sporo poniżej tej granicy jak to bywa ze wszystkimi średnimi.

      Większość przedsiębiorców, których znam jest poniżej. Potrzeba dużo wysiłku, by takie dochody osiągnąć, a ja wiem, że na etacie lub samozatrudnieniu (świadcząc te same usługi co na etacie) mogę osiągnąć znacznie więcej. Myślę, że to tylko kwestia czasu. Szczerze mówiąc jestem bardzo ciekaw, czy Ty gdybyś miał wybór np. 30, 40 lub 50 tys. na etacie co miesiąc nadal chciałbyś być przedsiębiorcą :-) Ale ponieważ dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, to nie pytam :-)

      Nie wiem co będzie za parę lat. Może znów zmienię obrany kurs, bo w tej chwili głównym czynnikiem decydującym jest to, o czym piszę w następnym wpisie. Zachęcam do przeczytania. Może to usprawiedliwi trochę to moje "lenistwo" :-)

      Usuń