Strona główna

środa, 30 listopada 2011

Co z tą Polską? Moje sposoby na pozbycie się kryzysu.

Po doniesieniach o zmniejszeniu ratingu Węgier zacząłem się zastanawiać co będzie w najbliższej przyszłości z naszym krajem. Gospodarka teoretycznie funkcjonuje tak jak powinna i wydawałoby się, że nie ma powodów do obaw. Politycy zapewniają, że Polska ma się dobrze, ale gdzieś tam po cichu próbują zmienić sposób liczenia długu publicznego. Chcą, aby dług był liczony średnim kursem euro z całego roku, a nie kursem na ostatni dzień roku. 

Co jeśli się nie uda? Co jeśli euro będzie na koniec roku kosztowało 5 zł? Przekroczymy dozwolony próg długu publicznego, a wtedy (być może na znak jakiegoś poważnego "inwestora") jakieś agencje ratingowe z drugiego końca świata obniżą ocenę naszego kraju. Oprocentowanie obligacji poleci w górę. Koszt długu zwiększy się jeszcze bardziej. Aby pokryć ten koszt politycy odciągną jeszcze więcej pieniędzy z gospodarki dobijając ją nieco. Gdy już nie będzie z czego doić, inwestorzy zmienią kierunek otwartych pozycji i wszystko zacznie się powoli podnosić.

Czarny scenariusz? Patrząc na to co się dzieje wkoło mam wrażenie, że żyjemy w jakimś matriksie sterowanym agencjami ratingowymi. Tylko co zrobić, by to jakoś uzdrowić?

Może są to propozycje nierealne, może zbyt drastyczne. Może są bardzo ogólne i do końca nieprzemyślane, ale pierwsze co mi przychodzi do głowy to:

1) Zlikwidować wszelkie agencje ratingowe - są powodem dużego zamieszania i jak już nie raz pokazały, ratingi często mają się nijak do rzeczywistości. Każda decyzja agencji powoduje paniczne ruchy na giełdach. Niech każdy podejmuje decyzje ekonomiczne na podstawie własnej analizy, a nie na podstawie plotek wypuszczanych z agencji.

2) Zlikwidować instrumenty umożliwiające granie na spadki - wiele osób zapewne na tym zarabia i będzie przeciwna. Problem polega na tym, że gdy już wzrosty zaczynają słabnąć i naturalnie zaczynają się spadki, wtedy niektórym inwestorom zależy, by były one jak najszybsze i jak największe. Dla nich oznacza to potężne zyski. Uważam, że gdyby takich instrumentów nie było, dołki i recesje nie byłyby tak duże, a większej ilości osób zależałoby na wzrostach.

3) Zlikwidować możliwość grania dużą dźwignią finansową - wpadł mi do głowy pewien szatański plan. Nie wiem czy jest realny. Może jakiś teoretyk giełdowy to przeczyta i oceni :-) Załóżmy, że mam dość dużą gotówkę, która pozwala mi oddziaływać w pewien sposób na jakiś wskaźnik, dajmy na to na WIG20. Za część kasy kupuję akcje powodując zwyżkę WIG20. Następnie za drugą część kasy obstawiam spadek WIG20 z jak największą dźwignią i pozbywam się akcji, by WIG20 obniżyć. Na normalnym handlu tracę, ale na dźwigni zarabiam więcej. 
Może to dlatego większość osób korzystających z dźwigni traci pieniądze? Wydaje mi się też, że dźwignie są przyczyną większych niż normalnie fluktuacji. Jedni zyskują więcej niż byliby w stanie bez dźwigni, a drudzy zdecydowanie więcej tracą. Rynek fruwa do góry i do dołu i nie bardzo może się uspokoić. Teoretycznie scenariusz taki byłby do wykrycia przez KNF czy inne "agencje" nadzorujące. Tylko kto stoi za nimi?

4) Restrykcyjne kredyty - od kredytów w zasadzie wszystko się zaczęło. W Stanach zaczęto dawać kredyty komu popadnie. Jednak musi być jakiś limit. Dla kredytu hipotecznego powinno być obowiązkowe 15-20% wkładu własnego. To by wyrobiło jakiś nawyk oszczędzania u kredytobiorcy. Dawanie kredytu komuś, kto nie ma w ogóle oszczędności jest jak ruletka. Skąd wiadomo, że ten ktoś w przyszłości będzie w stanie odłożyć cokolwiek skoro do tej pory nie odłożył? Nie będziemy też dzięki temu brali kredytów ponad miarę, bo 20% od domu za 500 tys. to całkiem dużo. Zaczniemy od kawalerki, jak ją spłacimy to zamieszkamy w M3, i tak dalej, aż do domu. Teraz możemy kupić dom, a potem się zastanawiać, czy zwiążemy koniec z końcem gdy np. trafi nam się awaria pieca lub dachu.

Miał być krótki post, a wyszło jak zawsze długo :-) Zachęcam do komentowania i zaznaczam, że to tylko takie luźne przemyślenia spisane na szybko. Po prostu irytuje mnie bezsilność ludzi wobec kryzysu i wydaje mi się, że nikt tak naprawdę nawet nie myśli o wyeliminowaniu prawdziwych jego przyczyn. Wszystkim chodzi głównie o poprawę wskaźników z nadzieją, że jednak to wszystko się jakoś podniesie i dalej będzie się kręcić tak jak się kręciło. A może po prostu fiksuję i zmieniam się w Kaczkę węszącą wszędzie teorie spiskowe?

9 komentarzy:

  1. Po pierwsze o Ci na górze - mam na myśli tych o których nawet nie wiemy bo pozostają w cieniu - zarabiają krocie na takich wahaniach. Zmiany oczywiście teoretycznie dobre, ale niestety nierealne ponieważ na świecie jest za duże lobby i mimo że kryzys jest tylko tak naprawdę na papierze bo firmy dobrze prosperują, a giełdy idą w ślad za jakimiś ratingami wyparowują nam miliardy złotych. Jest to nielogiczne, ale sprawiedliwości nie ma i nie będzie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tymi kredytami to się nie zgodzę :). Sam brałem kredyt bez wkładu własnego i nie chciałbym iść do banku i odbić się od drzwi, bo akurat nic nie uzbierałem.
    Natomiast zgadzam się z tym, by zlikwidować wszelkie agencje ratingowe. Uważam, że one niczemu nie służą i czynią więcej złego niż dobrego. No chyba, że taka ich rola?

    OdpowiedzUsuń
  3. @Damian - jest to logiczne. Zawsze wygrywają sprytniejsi i mocniejsi :-)

    @kry - skoro jesteś w stanie spłacać kredyt, to myślę, że byłbyś w stanie odłożyć przez rok lub dwa na wkład własny. Wiem, że byłoby to utrudnienie, ale zapewne zmniejszyłoby to liczbę niespłacanych kredytów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze zdołowałem się po przeczytaniu Twojego wpisu :/ naprawdę myślisz że kryzys zadłużenia państw rozwiążesz zamykając agencje ratingowe??
    Załóżmy że znikną agencje a do inwestorów będą płynąć informacje "jest dobrze", "osiągnęliśmy 1000% planu" itd i zapanuje ogólna szczęśliwość??

    Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić sorry...

    OdpowiedzUsuń
  5. No ale to od nich właśnie płynęły informacje, że jest dobrze. Było pięknie, było zajebiście, Lehman Brothers miało super rating, podobnie Stany Zjednoczone i nagle trach... wszystko prysło. Po czymś takim wierzysz, że z agencji płyną dobre informacje? Jak widać agencje przetwarzają takie same informacje jak my i w taki sam sposób się mylą, tylko dodatkowo powodują jeszcze duże paniczne ruchy tych, którzy rekomendacjami się kierują.

    O zadłużeniu był punkt czwarty. Nie wiem czy doczytałeś. Wprawdzie napisałem tylko o kredytach hipotecznych, od których się niejako zaczęło, ale odnosi się to do wszelkiego rodzaju kredytów.

    W sumie ciężko powiedzieć, że moje propozycje cokolwiek by naprawiły. Może zmniejszyłyby ryzyko kryzysu w przyszłości. Wg mnie naprawienie obecnego stanu jest mało realne. Kraje nie są w stanie spłacić swoich długów. Z roku na rok jest tego coraz więcej, więc prędzej czy później Europa też dodrukuje kasy. Poleci inflacja i długi się relatywnie zmniejszą. Tak to działa od lat w umiarkowanym tempie, a teraz będzie musiało przyspieszyć, bo długów jest za dużo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie twierdze że agencje ratingowe się nie mylą (świadomie czy nieświadomie) dopóki ktoś z ich usług korzysta widocznie są potrzebne.
    Jak będziemy pozwalać politykom decydować który biznes jest "etyczny" czy "potrzebny" to dopiero będzie kryzys...

    Przeczytałem cały wpis ale postanowiłem skomentować pierwszy punkt bo wskazywał na że możesz mylić skutek z przyczynom.

    Z punktem 4 zgadzam się tylko trochę :) banki wiedzą że państwa nie pozwolą im upaść i stąd takie a nie inne decyzje. To nienormalne żeby obywatele zrzucali się bo komuś nieudała się spekulacja czy podjął głupie decyzje :/

    Za kryzys (długi) zapłacą jak zwykle obywatele i będą się cieszyć spokojem aż do następnego kryzysu. Ale uważam że na to zasługują więc mi ich nie szkoda....

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mylę skutku z przyczynĄ, ale masz rację, że punkty dotyczą bardziej przyczyn, więc chciałbym doprecyzować.
    Po pierwsze - musimy się pozbyć przyczyn kryzysu, bo w przeciwnym wypadku wszelkie próby ratowania sytuacji spełzną na niczym. Wrócimy do punktu wyjścia.
    Po drugie - skutków kryzysu moim zdaniem można się pozbyć na dwa sposoby:
    - drastyczne cięcia wydatków - co jednak grozi dłuższą stagnacją w gospodarce, a poza tym jest ciężkie do wprowadzenia ze względu na ludzi, którzy nie dadzą sobie odebrać pieniędzy i przywilejów (widać to na przykładzie Grecji)
    - dodrukowanie pieniądza - co spowoduje większą inflację i obstawiam, że prędzej czy później będzie miało miejsce.

    Nie jestem ani politykiem, ani specem od gospodarki. Zawsze wolałem mikroekonomię od makroekonomii, a to co piszę to jakieś tam moje luźne myśli. Bardzo możliwe, że nie mają głębszego sensu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Spoko,Ty przynajmniej próbujesz w przeciwieństwie do reszty "społeczeństwa" które jest ekonomicznymi analfabetami :( a że politycy są emanacją społeczeństwa to mamy problem.

    p.s.
    żebyś nie pomyślał że przestałem się czepiać to proszę wytłumacz mi dlaczego cięcie wydatków grożą stagnacją w gospodarce? Ty również jak premier boisz się że kasa która została by u obywateli "będzie leżeć na lokatach zamiast pracować w gospodarce" ??

    OdpowiedzUsuń
  9. Większość ludzi wyda każdą złotówkę, którą dostaną. O to akurat się nie boję. Tylko nie wiem skąd ludzie mieliby wziąć więcej pieniędzy. Żaden rząd nie zmniejszy wydatków tak, by nagle zmniejszać podatki.

    Pisząc o zmniejszeniu wydatków państwa miałem na myśli zmniejszenie dziury budżetowej, czyli nie zaciąganie kolejnych, gigantycznych długów na wydatki (przewyższających dochody). To by oznaczało mniej urzędników, którzy straciliby pracę i dochody. To by oznaczało trochę mniejsze wydatki na infrastrukturę i część firm by nie zarobiła. Akurat w Polsce o stagnację się nie boję. Po prostu byśmy zwolnili ekonomicznie, ale żeby zasypać grecką i włoską dziurę potrzeba tyle kasy, że wydaje mi się, że stagnacja jest niewykluczona.

    OdpowiedzUsuń