Po doniesieniach o zmniejszeniu ratingu Węgier zacząłem się zastanawiać co będzie w najbliższej przyszłości z naszym krajem. Gospodarka teoretycznie funkcjonuje tak jak powinna i wydawałoby się, że nie ma powodów do obaw. Politycy zapewniają, że Polska ma się dobrze, ale gdzieś tam po cichu próbują zmienić sposób liczenia długu publicznego. Chcą, aby dług był liczony średnim kursem euro z całego roku, a nie kursem na ostatni dzień roku.
Co jeśli się nie uda? Co jeśli euro będzie na koniec roku kosztowało 5 zł? Przekroczymy dozwolony próg długu publicznego, a wtedy (być może na znak jakiegoś poważnego "inwestora") jakieś agencje ratingowe z drugiego końca świata obniżą ocenę naszego kraju. Oprocentowanie obligacji poleci w górę. Koszt długu zwiększy się jeszcze bardziej. Aby pokryć ten koszt politycy odciągną jeszcze więcej pieniędzy z gospodarki dobijając ją nieco. Gdy już nie będzie z czego doić, inwestorzy zmienią kierunek otwartych pozycji i wszystko zacznie się powoli podnosić.
Czarny scenariusz? Patrząc na to co się dzieje wkoło mam wrażenie, że żyjemy w jakimś matriksie sterowanym agencjami ratingowymi. Tylko co zrobić, by to jakoś uzdrowić?
Może są to propozycje nierealne, może zbyt drastyczne. Może są bardzo ogólne i do końca nieprzemyślane, ale pierwsze co mi przychodzi do głowy to:
1) Zlikwidować wszelkie agencje ratingowe - są powodem dużego zamieszania i jak już nie raz pokazały, ratingi często mają się nijak do rzeczywistości. Każda decyzja agencji powoduje paniczne ruchy na giełdach. Niech każdy podejmuje decyzje ekonomiczne na podstawie własnej analizy, a nie na podstawie plotek wypuszczanych z agencji.
2) Zlikwidować instrumenty umożliwiające granie na spadki - wiele osób zapewne na tym zarabia i będzie przeciwna. Problem polega na tym, że gdy już wzrosty zaczynają słabnąć i naturalnie zaczynają się spadki, wtedy niektórym inwestorom zależy, by były one jak najszybsze i jak największe. Dla nich oznacza to potężne zyski. Uważam, że gdyby takich instrumentów nie było, dołki i recesje nie byłyby tak duże, a większej ilości osób zależałoby na wzrostach.
3) Zlikwidować możliwość grania dużą dźwignią finansową - wpadł mi do głowy pewien szatański plan. Nie wiem czy jest realny. Może jakiś teoretyk giełdowy to przeczyta i oceni :-) Załóżmy, że mam dość dużą gotówkę, która pozwala mi oddziaływać w pewien sposób na jakiś wskaźnik, dajmy na to na WIG20. Za część kasy kupuję akcje powodując zwyżkę WIG20. Następnie za drugą część kasy obstawiam spadek WIG20 z jak największą dźwignią i pozbywam się akcji, by WIG20 obniżyć. Na normalnym handlu tracę, ale na dźwigni zarabiam więcej.
Może to dlatego większość osób korzystających z dźwigni traci pieniądze? Wydaje mi się też, że dźwignie są przyczyną większych niż normalnie fluktuacji. Jedni zyskują więcej niż byliby w stanie bez dźwigni, a drudzy zdecydowanie więcej tracą. Rynek fruwa do góry i do dołu i nie bardzo może się uspokoić. Teoretycznie scenariusz taki byłby do wykrycia przez KNF czy inne "agencje" nadzorujące. Tylko kto stoi za nimi?
4) Restrykcyjne kredyty - od kredytów w zasadzie wszystko się zaczęło. W Stanach zaczęto dawać kredyty komu popadnie. Jednak musi być jakiś limit. Dla kredytu hipotecznego powinno być obowiązkowe 15-20% wkładu własnego. To by wyrobiło jakiś nawyk oszczędzania u kredytobiorcy. Dawanie kredytu komuś, kto nie ma w ogóle oszczędności jest jak ruletka. Skąd wiadomo, że ten ktoś w przyszłości będzie w stanie odłożyć cokolwiek skoro do tej pory nie odłożył? Nie będziemy też dzięki temu brali kredytów ponad miarę, bo 20% od domu za 500 tys. to całkiem dużo. Zaczniemy od kawalerki, jak ją spłacimy to zamieszkamy w M3, i tak dalej, aż do domu. Teraz możemy kupić dom, a potem się zastanawiać, czy zwiążemy koniec z końcem gdy np. trafi nam się awaria pieca lub dachu.
Miał być krótki post, a wyszło jak zawsze długo :-) Zachęcam do komentowania i zaznaczam, że to tylko takie luźne przemyślenia spisane na szybko. Po prostu irytuje mnie bezsilność ludzi wobec kryzysu i wydaje mi się, że nikt tak naprawdę nawet nie myśli o wyeliminowaniu prawdziwych jego przyczyn. Wszystkim chodzi głównie o poprawę wskaźników z nadzieją, że jednak to wszystko się jakoś podniesie i dalej będzie się kręcić tak jak się kręciło. A może po prostu fiksuję i zmieniam się w Kaczkę węszącą wszędzie teorie spiskowe?